Pokój tonął w
mroku a na ścianiach leniwie pełgały cienie. Było w tym coś
magicznego, ciemnego, pachniało okultyzmem. Dziwne jak zmienia się
klimat po zgaszeniu żyrandola i użyciu jednej, samotnej świecy.
Jak niewiele potrzeba, by zabrać nas w podróż z ciepłego, pełnego
elektroniki mieszkania, w odległe wiktoriańskie komnaty. Wszystko
to dzięki potędze wyobraźni i odwiecznemu lękowi przed
ciemnością. W mroku gubiły się szczegóły a wszystko stawało
się mniej istotne od naszych emocji. Obraz świata ograniczał się
do drgającego płomyka i twarzy które oświetlał. Wbrew pozorom,
nie ograniczało to jednak ich postrzegania. W owej mrocznej nicości,
włączały się ukryte zmysły i wrażliwość na inne bodźce. Na
karkach tańczyły wiry niewyczuwalnego zazwyczaj powietrza, które
teraz bezlitośnie wzbudzały gęsie skórki. Ucho bez problemu
wyławiało najlżejsze szmery, zakłócane zazwyczaj przez grający
telewizor, szumiące piecyki gazowe, lodówki, kuchenki. Tak,
ciemność potrafi przykuć ludzką uwagę.
Przy stole nakrytym
nieco przydługim, koronkowym obrusem, siedziało pięć postaci.
Głęboko skupione i pochylone nad blatem, trzymały swe ręce na
malutkiej deseczce ze wskaźnikiem. Choć dzieliła ich płeć i
wiek, to łączyło zamiłowanie do zabawy i chęć przeżycia czegoś
mistycznego. No dobrze, właściwie większość z nich, poza
gospodynią, czuło się idiotycznie. Bo w sumie jak mają się czuć
ludzie w wieku powyżej średniego, ślęczący nad głupią tablicą
Ouija? Zgaszenie światła było tego wieczoru najrozsądniejszą
decyzją ich gospodyni. Dzięki ciemności wyglądali, a raczej nie
wyglądali aż tak kretyńsko jak mogliby przy białym świetle
ledowych żarówek. Drewniana, stylizowana deska z literami, nie
mogła samodzielnie odmienić tych trzydziestu sześciu metrów
kwadratowych banalnego mieszkania z wielkiej płyty. Do wywoływania
duchów nijak nie pasowały tandetne reprodukcje z Ikei i nieco zbyt
przelane paprotki na drewnianym stojaku. Sami spirytyści też nie
prezentowali się zbyt okazale w garniturach, krawatach i
skarpetkach, bo przecież gospodyni nie toleruje wchodzenia w butach
na jej tureckie dywany. Czyż może być bardziej irracjonalny widok
niż wystrojona kobieta w swojej najlepszej kreacji, specjalnie na tę
okazję założonych pończochach oraz jedynym, wyjściowym komplecie
biżuterii, gdy na nogach mizdrzą się włóczkowe papucie? Nie
może. Stąd mrok był błogosławieństwem.
Jak w ogóle dali
się w to wmanewrować? W jaki sposób, najbardziej normalna, zwykła
sobotnia popijawa, pełna pogaduch o pracy, życiu, rodzinie... Jak
to wszystko zamieniło się w seans spirytystyczny? Od czego? Od
rozmowy o najbardziej nietrafionych prezentach świątecznych?
Licytowali się przywołując tradycyjne skarpetki i golarki aż do
blaszanych ryb, które trzeba było chować po najciemniejszych
zakamarkach przedpokojów i pawlaczy. Wreszcie gospodyni,
pięćdziesięcioletnia kierowniczka departamentu przebiła ich
wszystkich wyciągając puełko z tą głupawą tabliczką. Nikt nie
pamiętał kto zaproponował by przetestować ja w praktyce. Od tego
momentu zaczął się nieustający ciąg zdarzeń przyczynowo
skutkowych, motywowanych głównie brakiem odwagi by się wyłamać i
nie wyjść na tchórza, w wyniku których siedzieli trzymając
wspólnie wskażnik.
- Zbłąkana duszo
przybywaj! - zaintonowała smętnie gospodyni, wydłużając zresztą
głos.
Ciekawe, że ludziom
wydaje się, iż zmieniając intonację, zwiększają swoje szanse na
doznania mistyczne.
- Zbłąkana duszo
przybywaj. - powtórzyli bez entuzjazmu pozostali.
Kolejne słowa
padały w podobnej atmosferze. Każdy wiedział co mówić, bo do
tabliczki dołączono instrukcję w języku polskim. No, może zbytni
to optymizm, nazywać instrukcją słabej jakości i pełen błedów
przedruk z tekstu oryginalnego. Na uwagę zasługiwało jednak,
poważne podejście do tematu religii, dzięki czemu pudełko
zawierało osobne wskazówki dla wyznawców wiodących nurtów.
- Duszo zbłąkana
okaż swą obecność – zawodziła gospodyni, za którą powtarzali
pozostali.
- Duchu... - nie
zdążyła dokończyć, urywając swoją smętną mantrę w momencie
gdy zgasła świeczka.
Siedzący odczuli
strach, lecz nikt nie odezwał się słowem. Każde z nich
rozmyślało, kto też zdmuchnął świecę.
Drżąca dłoń
gospodyni sięgnęła po zapałki i świeca ponownie zamigotała.
Powrócili do tablicy wznawiając seans.
Tablica zaczęła
drżeć pod opuszkami ich palców. Zafascynowani wpatrywali się w
przesuwający się wskaźnik. Jego koniec, wędrował od jednej do
drugiej litery.
- Oto jestem.
Jakby na
potwierdzenie tych słów temperatura w pokoju spadła o kilkanaście
stopni a krzesła wpadły w wyczuwalne drżenie. W rogu pokoju
pojawiła się blada poświata, niewyraźny, ledwie dostrzegalny
zarys postaci. Wskaźnik wibrował coraz prędzej. Choć jego
odpowiedzi były niejasne, to sam fakt, ze litery układały się w
słowa, budził przerażenie w siedzących przy stole. Z ich ust
wydobywała się para, gdy w tym samym czasie ręce pociły się na
coraz cieplejszej tablicy.
Pytania i odpowiedzi
nabierały coraz większego tempa, układając się w logoczne ciągi.
Dzięki temu dowiedzieli się, że istnieje życie pozagrobowe, że
dusza jest nieśmiertelna a za swe czyny dobre i złe, zostaną
nagrodzeni lub otrzymają pokutę. Ostrzeżono ich jak niebezpieczne
i niezgodne z zasadami jest wywoływanie duchów lub korzystanie z
wróżb. Pełni napięcia, coraz bardziej chcieli zakończyć seans,
lecz gospodyni jakby wpadła w trans. Najwyraźniej nie miała dość.
- Kim jesteś
zbłąkany wędrowcze? – rzuciła.
- To nie ma żadnego
znaczenia. - odpowiedziała tablica.
- Czy jesteś duchem
Adolfa Hitlera? - zapytała bardziej konkretnie.
Świetlista postać
uniosła się, przez moment stajac się dostrzegalną dla wszystkich
uczestników seansu. Przysiegliby, iż widzieli jak zwinęła się w
kułak i zaczęła trzęść ze śmiechu. A może to tylko złudzenie?
- Nie, no kuźwa.
Mam tego dość! - Wykrzyczała postać swym niesłyszalnym dla ludzi
głosem. - Ile można? Czy każdy idiota wywołujący ducha, musi
myśleć, że rozmawia z Hitlerem? To jest po prostu żałosne.
Po chwili opanował
się i pokierował literami.
- Tak jestem jego
zgnębioną duszą. - chciał dodać coś od siebie i nieco
podkoloryzować. Powstrzymała go jednak czerwonawa aura wokół
stolika.
Cholera! Znów
kontrola jego seansu. Czy oni tam mają jakiś podsłuch wyczulony na
konkrente nazwiska? Powrócił do poważnego traktowania swego
zajęcia i dość szybko zakończył seans.
Jego uczestnicy
stracili chęć na jakąkolwiek zabawe i przy akompaniamencie
zdawkowych pożegnań oraz nerwowych uśmieszków, opuścili
mieszkanie. Wyobraził sobie jak pośpiesznie łapią taksówki, by
znaleźć się w swoich bezpiecznych czterech ścianach, układając
do snu przy włączonych telewizorach, z kołdrami naciągniętymi na
głowę. Seans się skończył.
Niemal natychmiast
znalazł się w szarym, jasnym gabinecie. Przy prostym biurku,
siedział szpakowaty mężczyzna ubrany w granatowy mundur. Na klapie
wpięty symbol skrzydeł, oznaka anioła drugiej kategorii.
- Duchu Dyżurny,
czy znacie swój przydział i zadania? - zapytał matowym,
beznamiętnym głosem, od którego duchowi zrobiło się zimniej niż
zazwyczaj.
- Oczywiście, że
znam. Pragnę zauważyć jednak, że mój dyżur przedłuża się
nieustannie, a niemal każdy seans w tym kraiku, kończy się
pytaniem czy jestem Hitlerem? Co ci Polacy z nim mają?
- Nie wasza to rzecz
Duchu Dyżurny. Waszym zadaniem jest pilnować spirytystów na
terenie Polski i reagować stosownie do okoliczności. Zgodnie z
wytycznymi archanioła nadzorującego: Macie tłumić w zarodku
seanse i przywracać ludzi do właściwej wiary. Czy czegoś nie
zrozumieliście, coś jest dla was niejasne? - lodowate spojrzenie
nie pozostawiało żadnych złudzeń, jak nic kara go nie minie.
- Ale..
- Żadnego „ale”!
To nie jest wasze pierwsze wykroczenie. Obserwujemy was od dawna.
- Z całym
szacunkiem, ale mój dyżur trwa bez przerwy od ponad dwustu lat.
- I potrwa jeszcze
dłużej. W związku z waszym lekceważącym stosunkiem do
obowiązków, wydłużam go o kolejne trzy pokolenia. Tutaj macie
pisemną decyzję. - rzucił na biurko kartkę, której niematerialny
duch nie mógł w żaden sposób podnieść – Sugeruję poprawę
waszej postawy. Następnym razem dorzucimy wam trochę dodatkowych
obowiazków, żeby wyparowały wam z głowy te żarciki.
Pokój rozwiał się
w mgle i Duch Dyżurny pozostał sam. Spokój nie trwał długo. Już
po chwili znalazł się w pomieszczeniu, które wyglądało na
partyjny gabinet. Przy stole konferencyjnym siedział starszy
mężczyzna w idealnie dopasowanym garniturze za kilkanaście tysiecy
złotych. Pochylał się nad szklaną kulą a wokół niego
znajdowało się kilku wygolonych na łyso i dość umięśnionych
osiłków.
- To może być
ciekawe – pomyślał Duch Dyżurny – Polityk, zawsze to jakaś
odmiana.
- Duchu Adolfa
Hitlera, wzywam cię! - zaintonował zawodzącym głosem.
- Nieeee! - zawył
Duch, myśląc, że wieczność i nieśmiertelna dusza są jednak
karą.
Brawo za pomysł. Jeśli masz więcej podobnych, zostanę stałym czytelnikiem Twojego bloga.
OdpowiedzUsuń@benasek: Mam.. a gdyby zabrakło, to dopiszę :) Bardzo sie cieszę, że Ci sie podobało.
Usuń