poniedziałek, 1 lutego 2016

Ouija


      Pokój tonął w mroku a na ścianiach leniwie pełgały cienie. Było w tym coś magicznego, ciemnego, pachniało okultyzmem. Dziwne jak zmienia się klimat po zgaszeniu żyrandola i użyciu jednej, samotnej świecy. Jak niewiele potrzeba, by zabrać nas w podróż z ciepłego, pełnego elektroniki mieszkania, w odległe wiktoriańskie komnaty. Wszystko to dzięki potędze wyobraźni i odwiecznemu lękowi przed ciemnością. W mroku gubiły się szczegóły a wszystko stawało się mniej istotne od naszych emocji. Obraz świata ograniczał się do drgającego płomyka i twarzy które oświetlał. Wbrew pozorom, nie ograniczało to jednak ich postrzegania. W owej mrocznej nicości, włączały się ukryte zmysły i wrażliwość na inne bodźce. Na karkach tańczyły wiry niewyczuwalnego zazwyczaj powietrza, które teraz bezlitośnie wzbudzały gęsie skórki. Ucho bez problemu wyławiało najlżejsze szmery, zakłócane zazwyczaj przez grający telewizor, szumiące piecyki gazowe, lodówki, kuchenki. Tak, ciemność potrafi przykuć ludzką uwagę.
      Przy stole nakrytym nieco przydługim, koronkowym obrusem, siedziało pięć postaci. Głęboko skupione i pochylone nad blatem, trzymały swe ręce na malutkiej deseczce ze wskaźnikiem. Choć dzieliła ich płeć i wiek, to łączyło zamiłowanie do zabawy i chęć przeżycia czegoś mistycznego. No dobrze, właściwie większość z nich, poza gospodynią, czuło się idiotycznie. Bo w sumie jak mają się czuć ludzie w wieku powyżej średniego, ślęczący nad głupią tablicą Ouija? Zgaszenie światła było tego wieczoru najrozsądniejszą decyzją ich gospodyni. Dzięki ciemności wyglądali, a raczej nie wyglądali aż tak kretyńsko jak mogliby przy białym świetle ledowych żarówek. Drewniana, stylizowana deska z literami, nie mogła samodzielnie odmienić tych trzydziestu sześciu metrów kwadratowych banalnego mieszkania z wielkiej płyty. Do wywoływania duchów nijak nie pasowały tandetne reprodukcje z Ikei i nieco zbyt przelane paprotki na drewnianym stojaku. Sami spirytyści też nie prezentowali się zbyt okazale w garniturach, krawatach i skarpetkach, bo przecież gospodyni nie toleruje wchodzenia w butach na jej tureckie dywany. Czyż może być bardziej irracjonalny widok niż wystrojona kobieta w swojej najlepszej kreacji, specjalnie na tę okazję założonych pończochach oraz jedynym, wyjściowym komplecie biżuterii, gdy na nogach mizdrzą się włóczkowe papucie? Nie może. Stąd mrok był błogosławieństwem.
      Jak w ogóle dali się w to wmanewrować? W jaki sposób, najbardziej normalna, zwykła sobotnia popijawa, pełna pogaduch o pracy, życiu, rodzinie... Jak to wszystko zamieniło się w seans spirytystyczny? Od czego? Od rozmowy o najbardziej nietrafionych prezentach świątecznych? Licytowali się przywołując tradycyjne skarpetki i golarki aż do blaszanych ryb, które trzeba było chować po najciemniejszych zakamarkach przedpokojów i pawlaczy. Wreszcie gospodyni, pięćdziesięcioletnia kierowniczka departamentu przebiła ich wszystkich wyciągając puełko z tą głupawą tabliczką. Nikt nie pamiętał kto zaproponował by przetestować ja w praktyce. Od tego momentu zaczął się nieustający ciąg zdarzeń przyczynowo skutkowych, motywowanych głównie brakiem odwagi by się wyłamać i nie wyjść na tchórza, w wyniku których siedzieli trzymając wspólnie wskażnik.
- Zbłąkana duszo przybywaj! - zaintonowała smętnie gospodyni, wydłużając zresztą głos.
Ciekawe, że ludziom wydaje się, iż zmieniając intonację, zwiększają swoje szanse na doznania mistyczne.
- Zbłąkana duszo przybywaj. - powtórzyli bez entuzjazmu pozostali.
     Kolejne słowa padały w podobnej atmosferze. Każdy wiedział co mówić, bo do tabliczki dołączono instrukcję w języku polskim. No, może zbytni to optymizm, nazywać instrukcją słabej jakości i pełen błedów przedruk z tekstu oryginalnego. Na uwagę zasługiwało jednak, poważne podejście do tematu religii, dzięki czemu pudełko zawierało osobne wskazówki dla wyznawców wiodących nurtów.
- Duszo zbłąkana okaż swą obecność – zawodziła gospodyni, za którą powtarzali pozostali.
- Duchu... - nie zdążyła dokończyć, urywając swoją smętną mantrę w momencie gdy zgasła świeczka.
Siedzący odczuli strach, lecz nikt nie odezwał się słowem. Każde z nich rozmyślało, kto też zdmuchnął świecę.
Drżąca dłoń gospodyni sięgnęła po zapałki i świeca ponownie zamigotała. Powrócili do tablicy wznawiając seans.
Tablica zaczęła drżeć pod opuszkami ich palców. Zafascynowani wpatrywali się w przesuwający się wskaźnik. Jego koniec, wędrował od jednej do drugiej litery.
- Oto jestem.
Jakby na potwierdzenie tych słów temperatura w pokoju spadła o kilkanaście stopni a krzesła wpadły w wyczuwalne drżenie. W rogu pokoju pojawiła się blada poświata, niewyraźny, ledwie dostrzegalny zarys postaci. Wskaźnik wibrował coraz prędzej. Choć jego odpowiedzi były niejasne, to sam fakt, ze litery układały się w słowa, budził przerażenie w siedzących przy stole. Z ich ust wydobywała się para, gdy w tym samym czasie ręce pociły się na coraz cieplejszej tablicy.
     Pytania i odpowiedzi nabierały coraz większego tempa, układając się w logoczne ciągi. Dzięki temu dowiedzieli się, że istnieje życie pozagrobowe, że dusza jest nieśmiertelna a za swe czyny dobre i złe, zostaną nagrodzeni lub otrzymają pokutę. Ostrzeżono ich jak niebezpieczne i niezgodne z zasadami jest wywoływanie duchów lub korzystanie z wróżb. Pełni napięcia, coraz bardziej chcieli zakończyć seans, lecz gospodyni jakby wpadła w trans. Najwyraźniej nie miała dość.
- Kim jesteś zbłąkany wędrowcze? – rzuciła.
- To nie ma żadnego znaczenia. - odpowiedziała tablica.
- Czy jesteś duchem Adolfa Hitlera? - zapytała bardziej konkretnie.

    Świetlista postać uniosła się, przez moment stajac się dostrzegalną dla wszystkich uczestników seansu. Przysiegliby, iż widzieli jak zwinęła się w kułak i zaczęła trzęść ze śmiechu. A może to tylko złudzenie?

- Nie, no kuźwa. Mam tego dość! - Wykrzyczała postać swym niesłyszalnym dla ludzi głosem. - Ile można? Czy każdy idiota wywołujący ducha, musi myśleć, że rozmawia z Hitlerem? To jest po prostu żałosne.
Po chwili opanował się i pokierował literami.
- Tak jestem jego zgnębioną duszą. - chciał dodać coś od siebie i nieco podkoloryzować. Powstrzymała go jednak czerwonawa aura wokół stolika.
Cholera! Znów kontrola jego seansu. Czy oni tam mają jakiś podsłuch wyczulony na konkrente nazwiska? Powrócił do poważnego traktowania swego zajęcia i dość szybko zakończył seans.
Jego uczestnicy stracili chęć na jakąkolwiek zabawe i przy akompaniamencie zdawkowych pożegnań oraz nerwowych uśmieszków, opuścili mieszkanie. Wyobraził sobie jak pośpiesznie łapią taksówki, by znaleźć się w swoich bezpiecznych czterech ścianach, układając do snu przy włączonych telewizorach, z kołdrami naciągniętymi na głowę. Seans się skończył.

    Niemal natychmiast znalazł się w szarym, jasnym gabinecie. Przy prostym biurku, siedział szpakowaty mężczyzna ubrany w granatowy mundur. Na klapie wpięty symbol skrzydeł, oznaka anioła drugiej kategorii.
- Duchu Dyżurny, czy znacie swój przydział i zadania? - zapytał matowym, beznamiętnym głosem, od którego duchowi zrobiło się zimniej niż zazwyczaj.
- Oczywiście, że znam. Pragnę zauważyć jednak, że mój dyżur przedłuża się nieustannie, a niemal każdy seans w tym kraiku, kończy się pytaniem czy jestem Hitlerem? Co ci Polacy z nim mają?
- Nie wasza to rzecz Duchu Dyżurny. Waszym zadaniem jest pilnować spirytystów na terenie Polski i reagować stosownie do okoliczności. Zgodnie z wytycznymi archanioła nadzorującego: Macie tłumić w zarodku seanse i przywracać ludzi do właściwej wiary. Czy czegoś nie zrozumieliście, coś jest dla was niejasne? - lodowate spojrzenie nie pozostawiało żadnych złudzeń, jak nic kara go nie minie.
- Ale..
- Żadnego „ale”! To nie jest wasze pierwsze wykroczenie. Obserwujemy was od dawna.
- Z całym szacunkiem, ale mój dyżur trwa bez przerwy od ponad dwustu lat.
- I potrwa jeszcze dłużej. W związku z waszym lekceważącym stosunkiem do obowiązków, wydłużam go o kolejne trzy pokolenia. Tutaj macie pisemną decyzję. - rzucił na biurko kartkę, której niematerialny duch nie mógł w żaden sposób podnieść – Sugeruję poprawę waszej postawy. Następnym razem dorzucimy wam trochę dodatkowych obowiazków, żeby wyparowały wam z głowy te żarciki.
      Pokój rozwiał się w mgle i Duch Dyżurny pozostał sam. Spokój nie trwał długo. Już po chwili znalazł się w pomieszczeniu, które wyglądało na partyjny gabinet. Przy stole konferencyjnym siedział starszy mężczyzna w idealnie dopasowanym garniturze za kilkanaście tysiecy złotych. Pochylał się nad szklaną kulą a wokół niego znajdowało się kilku wygolonych na łyso i dość umięśnionych osiłków.
- To może być ciekawe – pomyślał Duch Dyżurny – Polityk, zawsze to jakaś odmiana.
- Duchu Adolfa Hitlera, wzywam cię! - zaintonował zawodzącym głosem.

- Nieeee! - zawył Duch, myśląc, że wieczność i nieśmiertelna dusza są jednak karą.

2 komentarze:

  1. Brawo za pomysł. Jeśli masz więcej podobnych, zostanę stałym czytelnikiem Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @benasek: Mam.. a gdyby zabrakło, to dopiszę :) Bardzo sie cieszę, że Ci sie podobało.

      Usuń