czwartek, 18 lutego 2016

Nocna podróż Hani


       Dawno, dawno temu… Za siedmioma górami. Za siedmioma lasami. Za taką samą ilością mórz i rzek. Na stromym wzgórzu, stał olbrzymi zamek w którym mieszkała sobie księżniczka.
Stop! To zupełnie nie ta bajka. Zresztą większość bajek tak się właśnie zaczyna, a kto chciałby mieszkać tak daleko?

      Tak naprawdę nie było więc to dawno, dawno temu, lecz dzieje się zupełnie dzisiaj. Nie było to też daleko, lecz całkiem blisko. Brak też w tej historii księżniczki i zamku, a jednak warto o tym opowiedzieć. Co zresztą chętnie uczynię, jeśli tylko pozwolicie mi zacząć jeszcze raz? Przecież każdy może pomylić bajki, prawda?
        Całkiem niedaleko, w środku miasta, stało sobie osiedle. W jednym z bloków żyła sobie mała dziewczynka o imieniu Hania. Jej mieszkanie nie było ani za wysoko ani za nisko. Ot po prostu na pierwszym piętrze. Wystarczająco daleko od hałasu podwórka i przejeżdżających samochodów, lecz nie na tyle wysoko by korzystać z windy. Dziewczynka zresztą nie przepadała za jeżdżeniem windą. Nawet kiedy mamusia wracała z zakupów niosąc ciężkie torby, ona wbiegała na górę po schodach. Sprawiało jej to zresztą olbrzymią frajdę, gdyż zawsze ścigała się z windą i zazwyczaj wygrywała. Z uśmiechem na twarzy czekała pod drzwiami, aż mama sięgnie po klucze. Mieszkanko nie było duże i w niczym nie przypominało zamku. Było za to jasne, wygodne i ciepłe. Miała w nim swój własny pokój, w którym czuła się ważniejsza niż księżniczka. Zawsze razem z mamą wracały ze szkoły i chwilę później zabierały się do przygotowywania obiadu. Dziewczynka kochała kuchenny rozgardiasz i chętnie pomagała przy gotowaniu. Wkrótce po tym zjawiał się tata i razem zasiadali do wspólnego posiłku. Jedząc opowiadali sobie wydarzenia z całego dnia. Dzięki temu każde z nich wiedziało co dzieje się, gdy są w pracy lub szkole. Było to szalenie ciekawe, bo przecież każdemu zdarzały się zupełnie inne historie. Później gdy już wspólnie posprzątali, wybiegała na dwór by pobawić się z koleżankami. W zasadzie niewiele różniła się od innych dziewczynek czy chłopców w jej wieku, lecz jak to zawsze w opowieści, był jeden szkopuł.
      Otóż Hania bardzo bała się ciemności. Gdy po wieczornej kąpieli układała się do snu, zawsze musiała mieć zapaloną nocną lampkę. Nie pomagały namowy i przekonywania, że nie ma się czego bać. Na nic uchylone drzwi od pokoju. Lampka musiała być zapalona i basta.
Choć tatuś układał jej najpiękniejsze bajki i wierszyki do snu, nadal lękała się ciemności i nie chciała zostawać sama w czarną noc.
      Tego wieczora usłyszała jedną ze swoich ulubionych bajek, dzięki czemu łatwiej było jej usnąć. Wnet pokój wypełnił się dźwiękiem smacznie śpiącego dziecka, a cały dom pogrążył się w ciszy. Nawet koty na podwórku przemykały się na paluszkach, nie czyniąc przy tym żadnego z kocich hałasów. Śniło jej się słońce i ciepło. Błękitne, przejrzyste morze, pełne kolorowych ryb. Jasny i czysty piasek, z którego bez trudu można było ulepić najbardziej fantazyjne budowle. Nagle piękny sen się skończył i obudziła się w ciemnym pokoju. Drzwi były zamknięte, a nocna lampka zgaszona. Wokół nie dostrzegała niemal niczego. W pierwszym odruchu zawołała rodziców, lecz nikt nie stawił się na jej zew wołanie. Tłumiąc obawy sięgnęła do włącznika lampy, naciskając go zdecydowanie. Nic, żadnego efektu. Spojrzała w okno, lecz w żadnym bloku nie paliło się światło. Przestraszona nakryła się kołdrą i w ciszy wsłuchiwała w odgłosy nocy. Początkowy spokój powoli zaczął wypełniać się rozmaitymi odgłosami: świszczącego wiatru, skrzypiącej bramy, pohukiwaniem sowy. Był jeszcze jeden dźwięk, coś jakby skrobanie. Ledwie słyszalny, tak że trzeba było bardzo wytężać słuch. Zupełnie jakby ktoś drapał w jakąś szorstką powierzchnię. Przestraszona  dziewczynka, zebrała całą swoją odwagę i zapytała spod kołderki:
- Jest tu ktoś?
Drżącym głosem ponowiła pytanie. Tym razem skrobanie ucichło i usłyszała cichutką odpowiedź:
- Nie bój się, nie chciałam nikogo przestraszyć. Nie mam złych zamiarów.           
- Kim jesteś?
- Jestem biedroneczką Siedmiokropką, czasami udzie nazywają mnie też bożą krówką. Mieszkam tu sobie w szparze za Twoją szafą. Właśnie układałam się do snu, nie chciałam wystraszyć Cię swoim szuraniem.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę skoro niczego nie widzę. Gdy panuje noc, nikogo nie widać. Właśnie dlatego nie lubię ciemności.
- To nieprawda, że niczego nie widać. Zamknij na chwilę oczy i otwórz je ponownie.
Gdy postąpiła zgodnie ze wskazówkami głosu, ze zdziwieniem odkryła, iż jej wzrok przyzwyczaił się do ciemnego otoczenia. Choć nadal było niezbyt miło, to dostrzegała jednak zarysy mebli, ramę okna, oparcie łóżka. Nie było jej już tak strasznie jak wcześniej.
- Pokaż się Siedmiokropko – poprosiła.
Na krawędzi szafy zatrzepotały skrzydełka i na chwilę rozbłysło blade światełko ukazując tajemniczego lokatora. W ciszy pokoju rozległ się cichutki i radosny śpiew:
Jestem sobie biedroneczka
Na skrzydełku mym kropeczka
Gdy poprosisz, hen do nieba
Ruszę po kawałek chleba
Lecz się przyznam, bardziej wolę
Łapać mszyce za swawolę
I pomagać gdy człek miły
Po to mam magiczne siły
Siedmiokropka zatrzepotała skrzydełkami i wyprostowała się dumnie.
- Nie bój się. Jest ciemno ponieważ nie ma prądu, to dlatego nie świeci Twoja lampka. Musimy po prostu poczekać.
- Ale ja nie chcę czekać. Chciałabym żeby był już dzień i świeciło słońce. Zrób coś, przecież obiecywałaś pomoc?
- Tylko Słonko mogłoby tutaj pomóc. Ale ono mieszka bardzo, bardzo daleko. Na szczęście my boże krówki wiemy dokąd iść.
- Ale to pewnie jest bardzo wysoko?
- Hihi, gdy nie śpi to tak. Wędruje po niebie, patrząc z góry na świat, miejsca i ludzi. Śmieje się promiennie do kwiatów i zwierząt. Ogrzewa wodę i zsyła promienie ku radości wszystkich. Jednak nocą mieszka skryte za zachodnim wzgórzem. Tam smacznie chrapiąc czeka poranka i czasu gdy znów będzie się mogło wspinać po niebie.
- Słonko mieszka na ziemi? Zatem ruszajmy tam natychmiast.
- Ale to bardzo daleko.
- Och, gdybyśmy mieli siedmiomilowe buty, byłoby zdecydowanie bliżej.
- Ha. Może nie mamy takich butów, ale mamy szybkobiegi
Widząc zdziwioną minę dziewczynki i malujące się na jej obliczu pytanie, szybko wyjaśniła, iż jak sama nazwa mówi: Szybkobiegi służą do szybkiego biegania. Przebiera się nogami z zawrotną prędkością, dzięki czemu można wszędzie dotrzeć w krótszym czasie.
To mówiąc wyciągnęła maleńkie trampki i tryumfalnie postawiła przed dziewczynką.
- Ale przecież one są takie malutkie?
Biedroneczka obróciła się trzykrotnie i wyrecytowała zaklęcie. Trampki rozbłysły blaskiem i zaczęły gwałtownie rosnąć, przyjmując idealny rozmiar na małą dziewczęcą stópkę.
Przysiadając na krawędzi łóżeczka, założyła buty i zawiązała sznurowadła. Chwilę później stały obie przed domem patrząc w ciemną przestrzeń.
- Wiesz, w zasadzie nie czuję żadnej różnicy w tych butach.
- Oczywiście, przecież trzeba je aktywować. Inaczej stale musiałabyś biec.
Zgodnie z instrukcją stuknęła trzykrotnie piętami i wypowiedziała formułę:
Hej szybkobiegi magiczne
Ponieście moje nogi
Przeskoczmy miejsca liczne
By zaoszczędzić drogi
     I pobiegły. Pędziła czując wiatr na twarzy. Lekko falował w  jej włosach. Świat wokół znikał równie szybko jak się pojawiał. Już po chwili skończyło się osiedle. Później pobiegły przez miasto. Niemal bezgłośnie pędziły ciemnymi ulicami, na murach kamienic przesuwały się ich powiększone cienie. Wkrótce znalazły się na moście i miasto zostało za rzeką. Nocne pola pachniały skoszoną trawą i wilgotną rosą. W ich pustce wiatr dął jakby mocniej.
Daleko na horyzoncie, zamajaczyła linia drzew. Usłyszała głos swojej czerwonoskrzydłej towarzyszki:
- Przed nami las. Mieszkają w nim różne stworzenia, dobre i złe. Musimy bardzo uważać.
Lekko zwolniły. Szum liści śpiewających swą tęskną, nocną pieśń, był miły i kojący. Nie straszne im były kolczaste krzewy malin i trzeszczące pod stopami szyszki. W pewnej chwili dostrzegły rozstaje dróg. Przystanęły by zastanowić się która z nich jest właściwa i wówczas ujrzały wysoką postać, ubraną w niebieskie dżinsy i czerwoną bluzę z kapturem, spod którego wystawały gęste kłaki, wielkie oczy i olbrzymi, nie pasujący do niczego pysk.
- Dobry wieczór dziewczynko. A skąd ty się wzięłaś w tym nocnym lesie?
- Dobry wieczór. Biegnę na spotkanie słoneczka, które smacznie sobie śpi za horyzontem. Kim jesteś?
- Jestem wikie… ehm, to znaczy Czerwonym Kapturkiem.
- To dlaczego chciałeś powiedzieć wilkiem.
- Ech, i znowu spaliłem. Zawsze się mylę kiedy próbuję kłamać. Cóż, jestem złym wilkiem i muszę Was zjeść.
- Dlaczego chcesz nas pożreć?
- Bo jestem tak głodny, że zjadłbym nawet dziewczynkę w szybkobiegach. Choć między nami mówiąc, wolałbym ciasto. Tak czy inaczej nie mogę Was dalej przepuścić.
- Nie mam ciasta, ale mam cukierki.
- Och, uwielbiam je. Oddajcie mi je natychmiast.
- Nie ma mowy. My oddamy ci łakocie, a ty i tak nas pożresz.
- Oczywiście, że was zje.. To znaczy, obiecuję że tego nie zrobię.
- Znów się pomyliłeś, czyli kłamiesz.
Widząc, iż, został przejrzany, wilk postanowił przestraszyć dziewczynkę. Odciął jej drogę ucieczki i zaczął się zbliżać szeroko rozczapierzając łapy.
Wtem, w oddali usłyszeli śpiew:
Idę sobie nocnym lasem
Poprawiając strzelbę czasem
Jak odnajdę wreszcie wilka
To zabawy będzie chwilka
Bo gajowy lasu strzeże
Stąd dwururkę z sobą bierze
Na łobuza się szykuje
Co dziewczynki szykanuje
Słysząc tę piosenkę, przerażony wilk czmychnął w krzaki, aż się kurzyło. Dziewczynka z ulgą zawołała:
- Hop hop, panie gajowy. Tutaj jesteśmy.
Gałęzie rozchyliły się gwałtownie, lecz zamiast oczekiwanego leśnika, pojawił się najbardziej rudy lis jakiego widziała w życiu. Uśmiechnął się szelmowsko i radosnym głosem wyznał.
- Zaskoczone? Uwielbiam tak zakpić z wilka. Zawsze się na to nabiera. Naczytał się kiedyś bajki o czerwonym kapturku i od tej pory łazi nocą po lesie w tej bluzie dresowej. Ale gajowego okropnie się boi, więc korzystam z tego ile mogę.
- Ale Ty przecież też jesteś niebezpieczny, wszak jesteś lisem.
- Ja groźny? Wolne żarty. Muchy bym nie skrzywdził. Czasami to aż mi smutno, że wszyscy tak o mnie myślą. A bo to rudy spryciarz. Podstępny jak lis – mówią. A ja jestem dobry z natury. To nie moja wina, że mam tak złą opinię.
- Ty nie jesteś podstępny. Sposób w jaki pozbyłeś się wilka, świadczy że jesteś bardzo mądry.
Lis uśmiechnął się promiennie i pokłonił nisko zamiatając przy tym swą bujną, ognistą kitą.
- Możesz nam wskazać drogę do śpiącego w nocy słonka?
- Oj, nie wiem gdzie ono śpi nocą, lecz mówią że mieszka w miejscu, w którym zaczynają się wszystkie tęcze. Nie wiem gdzie to jest, ale w lesie mieszka mądry Puchacz, który przeczytał wszystkie książki. Może on Wam pomoże?
            Drogę do dziupli pokonały wyjątkowo szybko, choć ze względu na towarzystwo lisa nie mogły użyć szybkobiegów. Stojąc przed wejściem, dziewczynka wyprostowała się i zastukała delikatnie. Z wewnątrz dobiegło ją zaproszenie
- Proszę wejść.
      Mieszkanko było raczej ciasne i skromnie wyposażone. Drewniane łóżeczko, dwa fotele, biurko. Pod ścianami stały regały z piętrzącymi się na nich książkami. Nigdy wcześniej nie widziała by ktoś miał ich aż tyle. Puchacz siedział za biurkiem patrząc przez grube szkła okularów, wprost w otwarty laptop.
- Wybaczcie jestem nocnym Markiem i bardzo często korzystam z Internetu.
 - Internet w lesie? - zdziwiła się Siedmiokropka
- Oczywiście. My sowy, musimy mieć możliwość rozmowy i szukania odpowiedzi na pytania, z którymi przychodzą do nas inni. Internet jest źródłem wiedzy i pozwala oszczędzać czas.
Z trzaskiem zamknął komputer i patrząc wymownie zapytał:
- A więc szukacie drogi do słoneczka?
- Skąd wiesz?-  zdziwiły się jednocześnie.
- Cały las już o tym szepcze. A Ty przyjacielu – zwrócił się do lisa- Ile jeszcze razy zamierzasz nabrać wilka na tę sztuczkę z gajowym?
Tu roześmieli się radośnie. Atmosfera natychmiast stała się luźniejsza. Puchacz wypytał dziewczynkę o powód dla którego wyruszyła w drogę. Opowiadała mu z wypiekami na twarzy, co rusz przekrzykując się z biedroneczką. Gdy skończyły, gospodarz wstał i zaczął przekładać książki, najwyraźniej czegoś szukając. Wreszcie wesoło stuknął się skrzydłem w głowę i z jednego z tomów wyciągnął starą, podniszczoną nieco mapę.
- Oto wasza droga – wskazał. – Ten plan powiedzie was wprost do miejsca w którym zaczynają się wszystkie tęcze. Ludzie wierzą, iż skrzaty zakopują tam swe garnce ze złotem, ale moim zdaniem to bujda. Mieszka tam jednak Słońce, które sprawia iż w jego promieniach wszystko świeci na złoto.
- Czy to daleko?
- Oczywiście. Czeka was bardzo długa droga, lecz z tego co wiem, macie swój sposób by ją skrócić.  – Tu wymownie spojrzał na trampki- Jest tylko jeden szkopuł, otóż ja nigdy tam nie byłem, ba nie znam nikogo kto szukałby Słońca osobiście. Kiedy wrócicie, koniecznie musicie mi wszystko opowiedzieć.
- Oczywiście miły Puchaczu, lecz teraz czas na nas. Noc szybko płynie.
Znów popędziły w ciemnościach. Las został daleko za nimi, podobnie pola, góry, rzeki. Biegły długo rozkoszując się prędkością. W pewnym momencie towarzyszka dziewczynki szepnęła jej do ucha:
- Stój. Przyszło mi do głowy, że nocą nie ma tęczy. Jak zatem znajdziemy jej początek? – zaniepokoiła się Siedmiokropka.
- Nie wiem, ale za późno by się wycofać. Dotarłyśmy tak daleko, że nie możemy po prostu zawrócić.
       
      Pędząc dalej, dotarły wreszcie do miejsca tak dziwnego, że zmuszone były się zatrzymać. Przed nimi wznosiła się wysoka skała, za którą widać było jasną poświatę, coś jakby złoty blask. U podnóża góry siedział sobie karzeł, który obrzucił je podejrzliwym spojrzeniem:
- Jeżeli przyszłyście po złoto, to oznajmiam że nie ma tu żadnego garnca wypełnionego monetami. To nieprawdziwa legenda. Wszyscy szukają jedynie bogactw, za nic mając prawdziwą wyjątkowość tego miejsca.
- Jeśli tak, to co tu robi karzeł? – spytała rezolutnie biedroneczka.
- Cóż lubię tu sobie leżeć, bo ta skała jest środkiem wszystkiego. Stąd wydobywają się tęcze. Tu zaczynają dni i kończą noce. Mieszkam sobie w samym sercu świata. Można powiedzieć, że wszystko kręci się wokół mnie – dokończył szelmowskim tonem.
- Nie szukamy złota lecz drogi do Słonka – rzekła Hania – Czy wiesz jak je znaleźć?
- O, to dosyć proste. Ono jest teraz po drugiej stronie skały. Tam skąd bije blask. Musicie jedynie wspiąć się do góry i je zawołać.

- Jedynie wspiąć? – Spytała biedroneczka – Przecież to strasznie wysoko.
- Cóż, chyba nie mamy wyboru – Rzekła dziewczynka i zaczęła mozolnie się wspinać.
      Bardzo długo szły w górę. Z każdym krokiem spod jej nóg osuwały się drobne kamyczki i większe odłamki skał. Czasami udawało jej się chwycić wystającej gałęzi lub korzenia. Hania mogła wówczas pewniej stawiać kroki. Bywały jednak i miejsca, których nie dało się normalnie pokonać. Wtedy musiały cofać się szukając innej drogi. Z każdym pokonanym metrem, było jej coraz trudniej się wspinać. Każde spojrzenie w dół napawało lękiem.
- Nie patrz za siebie – doradziła jej mała towarzyszka – Nie warto zerkać w dół, ważne jest tylko to co przed nami. Zresztą jest już ciemno i z tej wysokości niewiele widać.
      Wreszcie ujrzały szczyt. Jego ostre i strome końce, odstraszały samym wyglądem. Śmiałek, który się tu zapuści, musiałby być bardzo dzielny. Wierzchołek góry wydawał się nie do zdobycia, zwłaszcza że nie posiadały sprzętu alpinistycznego czy choćby liny. Zrezygnowane siadły pod stromą skałą, bez żadnej nadziei na jej zdobycie. Rozglądając się wokół, usłyszały cichy pisk. Dziewczynka podczołgała się do krawędzi i ujrzała poniżej ptasie gniazdo. Było olbrzymie a w środku nieporadnie poruszały się pisklęta. Jedno z nich, nieopatrznie zbliżyło się do wyściełanych gałązkami brzegów i zapierając się małymi, nieopierzonymi skrzydełkami, z trudem powstrzymywało się przed upadkiem z olbrzymiej wysokości. Dziewczynka wychyliła się jeszcze mocniej, starając się pomóc malcowi.  Ostatkiem sił, pochwyciła go dwoma palcami i podciągnęła w stronę środka gniazda. Pisklę zakwiliło radośnie i zmęczone walką o swoje życie, zasnęło natychmiast. Dziewczynka odprężyła się i uśmiechnęła, patrząc na słodko śpiącego malucha. Właśnie miała się wycofać cichutko, gdy rozległ się przerażający krzyk a nocne powietrze wypełniło się łopotem olbrzymich skrzydeł. Nad jej głową pojawiło się coś, co w pierwszej chwili wyglądało na ciemną chmurę, lecz okazało się olbrzymią orlicą. Zanurkowała w stronę dziewczynki szykując się do ataku, ta zaś skuliła się przestraszona. Siedmiokropka nie czekała na rozwój wypadków i uniosła się w powietrze, zajmując miejsce miedzy nimi. Orlica zaskoczona zwróciła się do niej:
- Dlaczego przeszkadzasz mi w obronie moich dzieci przed człowiekiem? Zamieszkaliśmy tak wysoko, żeby być z dala od ludzi, lecz nawet tu za nami przyszli.
- Mylisz się orlico. Choć wielu z nich nie ma szacunku dla roślin i zwierząt, to jednak ta mała istota zaryzykowała właśnie swoje życie by ocalić jedno z twoich piskląt. Poczekaj aż się zbudzi a samo powie ci prawdę.
Zaskoczona, przyjrzała się bacznie dziewczynce i opuściła rozpostarte skrzydła. W tym momencie, ocalony maluch zakwilił radośnie. Dumna mama spojrzała z wdzięcznością i rzekła:
- Masz moją wieczną wdzięczność. Proś o co tylko zechcesz, zawsze pomogę.
- Szukamy Słoneczka, ponoć śpi za tą górą, lecz nie możemy dostać się na szczyt.
- O, to żaden problem. Zaniosę was tam, lecz musimy poczekać na tatę tych maluchów.
Dalszy czas upłynął im na miłej pogawędce. Wreszcie nadleciał orzeł, niosąc pokarm dla orlątek. Później pozostał w gnieździe strzegąc ich od nieobecność matki, jak każdy tatuś, który musi czasami zaopiekować się swoimi dziećmi.
Dla orlicy droga na szczyt była igraszką. Nawet niosąc na swym grzbiecie, wczepioną w pióra dziewczynkę, bez trudu oderwała się od ziemi i osiągnęła cel w kilka chwil.
      Widok który się stąd rozciągał był niesamowity. Po jednej stronie panowały nieprzeniknione ciemności. Z drugiej, świat rozkoszował się słonecznym blaskiem i ciepłem. Stojąc na szczycie dziewczynka zawołała:
- Słońce, gdzie jesteś?
Lecz nie doczekała się odpowiedzi. Kilkakrotnie próbowała je przyzywać, aż w końcu Siedmiokropka odtańczyła swój czarodziejski taniec i wyrecytowała zaklęcie:
Słońce, nasz przyjacielu
Przemierzasz nieboskłony
Uśmiech ślesz dla tak wielu
Lecz rzadko idą w te strony
My tu czekamy na ciebie
Zejdź do nas drogie Słońce
Czy jesteś w dole, czy w niebie
Pomóż malutkiej biedronce
Po tych słowach rozległ się donośny i radosny śmiech a z góry sfrunęła złocista buzia. Słońce przyglądało im się z niekłamaną ciekawością. Błysk w jego oczach, sprawiał że poczuły się bardzo szczęśliwe.
- Witajcie. W czym mogę Wam pomóc dzielne wędrowczynie? Wiem już od zwierząt i wiatru, że pokonałyście szmat drogi by się tu do mnie dostać.
- Witaj Słońce. Ta oto dziewczynka ma do Ciebie pilną sprawę.
- Opowiadaj zatem drogie dziecię.
I dziewczynka zaczęła opowiadać: o tym jak bardzo boi się ciemności, jak tatuś i mamusia z trudem ja usypiają, jak zgasła jej lampka, że nie chce się już bać. Następnie poprosiła:
- Wystarczy, że będziesz kłaść się spać w moim miasteczku a nigdy już nie będzie ciemno i strasznie.
- Tego się nie da zrobić. Ja nie odpoczywam nigdy. Tak mówią ludzie, którzy widzą jak znikam za horyzontem i myślą, że idę spać. Tymczasem ja przemierzam inną część świata, niosąc jej dzień i radość. Tam zaś gdzie mnie nie ma, jest ciemno. Noc jest niezbędna roślinkom, zwierzętom i ludziom. Mogą wówczas odpocząć, by  z nastaniem ranka móc dalej cieszyć się życiem i szczęściem. Nie da się tego zmienić.
- Ale ja się boję ciemności i nie lubię nocy.
- W sprawach nocy, słońce jest bezradne. Tu może pomóc tylko mój brat Księżyc.
- Czy możesz nas do niego zaprowadzić?
- Niestety, nie mam wstępu tam gdzie akurat jest mój brat. Prawa natury są nieubłagane. Nie może być jednocześnie nocy i dnia. Ale mogę wskazać Wam drogę.
- Tylko, to jest pewnie bardzo daleko a my jesteśmy już bardzo zmęczone. W dodatku podczas wspinaczki pękła mi podeszwa w szybkobiegach i nie dam rady tam dobiec.
- Cóż może coś na to zaradzimy – westchnęło słońce. – stańcie tutaj i zamknijcie oczy. Pod żadnym pozorem nie wolno ich wam otworzyć. Będę tak blisko, jak nigdy jeszcze nie był żaden człowiek. Jedno spojrzenie mogłoby wyrządzić krzywdę od gorąca którym promienieję ogrzewając świat.
Posłusznie opuściły powieki, czując jak powietrze wokół staje się coraz cieplejsze. Gdy było już niemal nie do wytrzymania, usłyszały zaklęcie:
Do królestwa nocy
Wiodą stare szlaki
Wystrzelcie jak z procy
Fruńcie tak jak ptaki
W jedną, krótką chwilę
Się tam przeniesiecie
Zrobię chociaż tyle
Powodzenia dziecię
            Świat wokół zawirował i zerwał się wiatr. Wszystko zaczęło drżeć, a powietrze zgęstniało. Nogi dziewczynki oderwały się od podłoża a ona sama zaczęła wirować. Czuła, że coś ciągnie ją w górę. Nim otworzyła oczy, dałaby słowo, że poczuła jak słońce ją pogłaskało po głowie. Później rozległ się gwizd i wszystko wokół zaczęło przesuwać się w ogromnym tempie. Nie wiedziały jak długo tak pędziły, lecz wkrótce zaczęły zwalniać. Gorąco dawno zniknęło, odważyły się więc otworzyć oczy. Wokół było ciemno a one stały na skale, jakże podobnej do tamtej. Spojrzały w czarne niebo. Było upstrzone jasnymi punkcikami gwiazd. Jedna z nich zdawała się mrugać przyjaźnie, zbliżając się do nich. Wreszcie wylądowała u ich stóp. Z bliska była niewielka i bardzo blada, lecz mimo to na swój sposób radosna.
- Witajcie. Wysłał mnie do Was Księżyc. Musicie na niego zaczekać chwilę. On nie może chodzić sobie dowolnie jak jego słoneczny brat. Księżyc nie pokazuje się przez całą noc, ale zaraz go ujrzycie.
Rzeczywiście, nie minęło dużo czasu nim nad wystającą skałę wychyliło się jego biało blade lico. Uśmiech którym je obdarzył, był bardzo podobny do tego od Słońca. Spokojnym głosem przemówił:
- Witajcie. Wiem, że przybyłyście tajemnym, powietrznym szlakiem. Sądzę zatem, iż przysłał was mój brat. Jeśli tak jest w istocie, to sprawa musi dotyczyć spraw nocy? Opowiedzcie mi wszystko ze szczegółami.
I jedna przez drugą zaczęły mówić. O ciemności, braku prądu, wspólnym biegu przez noc. O wilku, orlicy, spotkaniu ze Słońcem.  Później Hania opowiedziała o swoim lęku. Strachu, który nie pozwala jej zasnąć gdy w pokoju jest ciemno. Chwilach gdy wyobraża sobie, że w każdym rogu ktoś się czai. Na koniec poprosiła by księżyc rozwiązał jej problemy, choćby i świecąc przez całą noc.
Księżyc wysłuchał jej w skupieniu i rzekł:
- Widzisz, ja wcale nie błyszczę sam z siebie. Choć ludzie mówią często, że świecę, to tak naprawdę cały wyglądam jak matowy, srebrny okrąg. To mój brat słońce obdarza blaskiem. We mnie się on jedynie odbija jak w zwierciadle. Każde dziecko zna zabawę w puszczanie zajączków. Trzeba wówczas złapać słońce w taflę lusterka i umiejętnie skierować je w miejsce które chcemy rozświetlić. Na tym polega moje zadanie.
- Ale mógłbyś przecież odbijać słoneczko wprost do mojego pokoiku?
- Pewnie, że dałbym radę. Lecz wtedy pozostałyby sypialnie innych dzieci, których nie odwiedziłbym w noc ani razu. One też się lękają ciemności. Zresztą nie sądzę byś ty bała się aż tak bardzo jak mówisz.
- Ależ ja nie mogę zasnąć wieczorami.
- Chyba już nie jesteś tym samym przestraszonym dzieckiem? Zobacz: Dziś wieczorem leżałaś w łóżeczku z głową przykrytą kołderką i lękałaś się skrobania biedronki za szafą. A jednak bez strachu pobiegłaś przez ciemny las. Nie zatrzymał cię zły wilk. Nie przeraziła wysoka skała. Zaryzykowałaś zdrowie by uratować orlątko. Spojrzałaś w twarz Słońcu, choć niewielu jest w stanie to uczynić. Popędziłaś przez zapomniany, wietrzny szlak i oto rozmawiasz ze mną. Czy ktoś kto się boi, byłby w stanie dokonać tego wszystkiego samotnie?
 - Przecież nie jestem sama? Siedmiokropka mi pomogła.
- Ja ci tylko towarzyszyłam i podarowałam szybkobiegi - wtrąciła się biedronka – Ty sama przemierzyłaś ciemną noc. Udowodniłaś, że jesteś bardzo odważna.
- Widzisz ona ma rację – rzekł księżyc – Jesteś bardzo dzielna. Odwaga to nie brak strachu, lecz umiejętność jego przezwyciężenia by osiągnąć to czego się chce. Ty dotarłaś tu, choć nie było Ci łatwo. Już nigdy nie stchórzysz przed ciemnością. Gdy wrócisz do domu, z przyjemnością będę do ciebie zaglądał.
- Chyba gdy wrócimy, przecież nie jestem sama?
- Ja już nie wrócę – powiedziała smutnym głosem Siedmiokropka – My boże krówki żyjemy bardzo krótko i czas mojego pomagania już się skończył.
- Nie możesz mnie teraz zostawić, po tym wszystkim przez co razem przeszłyśmy? – w oczach dziewczynki malował się olbrzymi smutek.
- I nie zostawi – wtrącił się księżyc – Ktoś, kto swoje krótkie życie poświęcił by pomagać dzieciom, godny jest tego by móc to czynić nadal. Ty malutka biedroneczko, zasłużyłaś sobie na miejsce u mego boku. Czy chcesz tego?
- Oczywiście. Nie marzę o niczym innym, niż to by nieść radość i otuchę.
Księżyc uśmiechnął się radośnie i wyrecytował czarodziejską strofkę:
Kto dobrocią w życiu świeci
Kto tak bardzo kocha dzieci
Kto słoneczku spojrzy w oczy
Kto przez noc bez lęku kroczy
Ten z pewnością zasługuje
By móc robić to co czuje
Niech więc czary moje nocne
Tu okażą się pomocne
By biedronka nasza mała
Gwiazdką zawsze już została
Powietrze zalśniło srebrzystą magią a Siedmiokropka zaczęła się zmieniać. Najpierw urosła. Później nabrała kształtu siedmioramiennej gwiazdy. Na koniec rozświetliła się i uniosła w nocne niebo. Z góry zamrugała radośnie do dziewczynki, mówiąc:
- Jak tu pięknie. Już zawsze będę ci towarzyszyć wieczorami.
- Czas i na ciebie dziewczynko. Noc zbliża się ku końcowi. Pora wracać do domu.
- Jak mam sama trafić z powrotem?
- O to się nie martw. Zaniosę cię zapomnianym szlakiem snu, wprost do twojego łóżeczka.  Wystarczy, że zamkniesz oczy i wsłuchasz się w mój głos.
Była bardzo zmęczona i senna, więc nie potrzebowała wiele czasu by poddać się księżycowej kołysance. Uspokojona zasnęła tak smacznie jak nigdy dotąd.

      Obudziła się w swoim łóżeczku pamiętając jednak o wszystkim. Cały dzień chodziła radosna i uśmiechnięta. Rodzice widzieli zmianę, która w niej zaszła i przyglądali się jej z nieskrywaną ciekawością.
Po kolacji i kąpieli, jak co wieczór tatuś zjawił się przy łóżeczku by opowiedzieć nową bajkę. Wysłuchała jej z przyjemnością. Gdy skończył i zaproponował, że zostawi zapaloną lampkę i uchylone drzwi – zaprotestowała:
- Zgaś światło tatusiu. Zamknij też drzwi. Przy zapalonej lampce gorzej widać nocne niebo i mogę przegapić gwiazdkę.
- Jaką gwiazdkę córeczko?
- Tę która świeci tylko dla mnie – uśmiechnęła się radośnie.
Zdziwiony zgasił lampkę i wyszedł z pokoju. Spojrzała w nocne niebo roziskrzone blaskiem.
- Dobrej nocy Siedmiokropko – powiedziała.
Jedna z gwiazdek zamrugała do niej radośnie.. I nigdy już nie bała się ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz