środa, 8 maja 2019

Chleba naszego...


      Wolność nie znika od razu. Ona odchodzi niezauważona. Wsparta brawami ludzi wiwatujących na cześć obrońców ludzkości. Wolność jest jak chleb, pożywna, smakowita lecz powszednia. Co dzień jedząc kromkę, nie dostrzegamy w tym już niczego nadzwyczajnego, bo i cóż nadzwyczajnego w pospolitym przeżuwaniu? Dlatego tak łatwo zgubić moment w którym dzieje się coś złego. A wolność podobnie jak chleb nie jest nieskończona.

Początkowo odcinamy piętkę, coś co potrzebne jest niewielu. Później małe kromki, które nieznacznie pomniejszają bochenek. Każda jednak pajda jest coraz większa i pomniejsza to co zostało… a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdzieś w połowie pojawia się niepokój: co zostało na kolację? Ale to nie jest jeszcze przerażenie, bo wciąż jest dużo. A kiedy kromek jest mniej niż osób do nakarmienia, jest już za późno.

      Często jesteśmy butni i przekonani o własnej mądrości. Dziwimy się: Jak ludzie mogli nie dostrzegać zła? Przecież my wyraźnie widzimy symptomy tego co miało się stać. Widzimy to z perspektywy czasu, wiedząc co było później. Lecz czy dostrzeżemy pierwszą odkrojoną piętkę? Przecież ta końcówka jest tak skrajną częścią bochna, że nas zupełnie nie dotyczy. Co nas obchodzi takie ekstremum? I tak gubimy czujność. Tak przyzwalamy na cięcie naszej wolności. A kroją zawsze stroskani i dumni obrońcy. Najpierw przytną tych, których większość nie lubi. Przy pełnej aprobacie. Później tych, którzy są nam obojętni. My klaszczemy i machamy chorągiewkami… a maszyna już pracuje.

Wolność znika jak chleb, kromka po kromce… niezauważona..