Wieczorne miasta są cichsze. Nie tak
ciche jak nocny las, nie puste pole w godzinę duchów. Po prostu
spokojne. Słychać jeszcze warkot aut jadących szybciej niż za
dnia. Z kierowcami spieszącymi się na kolację, oglądanie
telewizji, małe piwo lub seks, nim głowę ukoi poduszka. Miasta
lubią ten stan wyciszenia, moment przed własnym tryumfem nad
ludzkością. Zanim ulice opustoszeją a latarnie świecić będą
tylko ku urbanistycznej chwale.
Idąc przez ziewające dzielnice, słyszę własne, miarowe kroki.
Ciekawe, w dzień nigdy nie zwracam uwagi jak brzmię w marszu.
Pozornie równo i rytmicznie wystukuję dźwięki z kamiennego
chodnika. Gdy jednak wsłuchać się pilniej, to wcale nie są tak
równe. Pach, pach... pa-ba-pach, krawężnik zakłócił miarowe
metrum. Poruszam się uderzając chodnik od pięty, jak facet, po
męsku. Średnio wygodne, bo szybko rozbija buty, ale tak wypada.
Dźwięk jest dość banalny, nie taki jak w przypadku kobiecych
szpilek, które potrafią wystukać seksowną sambę. Krótsze nuty
damskich obcasów brzmią niemal jak muzyka, wobec mojego
człapiąco-uderzającego rytmu pięt. Zresztą jaki tam rytm, prawy
człapie przecież jakby bardziej. Czy od specyficznego chodu, czy
też od zużycia obuwia? Któż wie? Nie to jest istotą wieczornej
pieśni. Śpiewają, ponieważ gra pod nimi kamienny chodnik.
Dlaczego właśnie tak twardy? Bo trwalszy. Wszędzie otacza nas
kamień. Chodniki z płyt wszelakich, bruki co kiedyś skałami były,
ceglane mury, żelbetowe płyty. Bo bardziej odporne na czas i
zniszczenie. Każdy chce mieć porządny dom, odwaga mierzona jest w
przestrzeni okien, lecz niemal każdy czuje się bezpieczniejszy gdy
rzędy cegieł oddzielają go od innych. Do tego stopnia, że te oczy
murów prawie zawsze przesłaniamy. Czasem firanką lub zasłoną.
Innym razem żaluzją. Mury wycinają przestrzeń obawy i panowania.
Dlaczego tak właśnie ukochaliśmy kamień?
- Bądź twardy jak
skała. - Jesteś dla mnie opoką.
Twardy nie jest wadą w naszej mowie.
- Nie miękkim trzeba być.
Ten kamień ma być też naszym własnym pomnikiem. I nie myślę tylko o cmentarzach, gdzie królują granity lub choćby lastryko. To także domy po wsze czasy, choć jaki sens mieć taki dom co nas przeżyje. Pałace, piramidy, mosty, akwedukty, pomniki, rzeźby. Wszystko by trwać, by nie zniknąć bezpowrotnie. Nawet oglądając filmy o apokalipsach, zawsze znajdziemy ślady miast. Tworu naszych rąk, co świadkiem chwały i potęgi człowieka. Choć same martwe i ujarzmione, niosą i chronią naszą codzienność. Dźwięki zbyt głośnej muzyki, drgań przejeżdżających ciężarówek, głosów przy wieczornych stołach, czy wreszcie rytmu naszych kroków nim noc nastanie.
- Nie miękkim trzeba być.
Ten kamień ma być też naszym własnym pomnikiem. I nie myślę tylko o cmentarzach, gdzie królują granity lub choćby lastryko. To także domy po wsze czasy, choć jaki sens mieć taki dom co nas przeżyje. Pałace, piramidy, mosty, akwedukty, pomniki, rzeźby. Wszystko by trwać, by nie zniknąć bezpowrotnie. Nawet oglądając filmy o apokalipsach, zawsze znajdziemy ślady miast. Tworu naszych rąk, co świadkiem chwały i potęgi człowieka. Choć same martwe i ujarzmione, niosą i chronią naszą codzienność. Dźwięki zbyt głośnej muzyki, drgań przejeżdżających ciężarówek, głosów przy wieczornych stołach, czy wreszcie rytmu naszych kroków nim noc nastanie.
W
zasadzie im kruchsi jesteśmy, tym bardziej chcemy budować trwale.
Niebyt i brak śladu, niepokoją naturalną obawą. Cokolwiek, byle
zostało. Ciężko przecież zaakceptować nieistnienie. Więc stukam
tym głośniej. I bardziej twardo stawiam kroki, by pewniejsze się
wydawały.
Lecz tak naprawdę to nie do skał i murów się tulę. Prędzej już
do drzew co szumią w nocnym lesie. Gdy psa przygarniesz, to jego
ciepło da Ci radość. Człowiek odda nam szczęście i pieszczotę
za pieszczotę. A gdy tulisz się do ścian? Czy dają one energię?
Znam
tylko jeden rodzaj skał o takich właściwościach: kamyki na plaży.
Wygrzane w gorącym słońcu i złagodzone w krągłości przez wodę.
Im już nie zależy na wielkości i trwaniu, są niemal u kresu
kamiennej drogi. Gdy leżąc na piasku z zamkniętymi oczyma, chwycę
garście gorącego żwiru. O tak, wówczas czuję przypływ sił.
Jestem częścią tego świata i szczęście mnie dopada. Z kamienia,
czy też ze słońca? Nie wiem, lecz utożsamiam to z okruchami
trzymanymi w dłoni. Nie muszę być twardy i istnieć w czasie, bo
ta chwila jest wieczna.
Tak naprawdę jestem człowiekiem a nie skałą, choć od niej
właśnie mam nazwisko. Jestem nim z wszelkimi tego konsekwencjami.
Nie chcę być kamieniem w przyszłości innych. Wolę być uśmiechem
teraz. Nadal stukać rytm piętami, bardziej człapiąc prawą, przez
wieczorne miasto.
Tak myśli sprzedać, tylko nielicznym jest dane.
OdpowiedzUsuńZ zimnego głazu ogień wykrzesać,
Tajemnicą owiane.
Pięknie dziękuję. Od Ciebie komplement wagę ma inną. Sam piszesz pięknie, do tego w mowie swojej ukochanej. Te przemyślenia, to efekt spaceru wieczornego z domu do domu.. tak to człowiek w szpony wyobraźni trafia, jak nieostrożnie zostawi samochód pod blokiem i wybierze w miasto piechotą ;)
OdpowiedzUsuń