niedziela, 8 maja 2016

W oparach absurdu

       Absurd. Jakże często słowo to pada w odniesieniu do wydarzeń, które dzieją się w naszym świecie. Zazwyczaj oburzenie, niedowierzanie, szok. Jakże to możliwe, iż stało sie coś takiego? Właśnie to, co każe nam krzyknąć: Absurd!
          A on wcale nie jest aż tak oderwany od naszego świata, który powstał nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Jedni mówią, że został stworzony. Inni widzą początek w wybuchu. A jaka jest prawda? Nikt nie jest pewien. Zarówno pierwsi jak i drudzy, opierają swe przekonania na wierze w to, że było jak im się zdaje. Gdy człowiek w coś wierzy, to dowody znajdzie wszędzie. 
       Czy wobec spraw tak fundamentalnych a jednocześnie niewyjaśnionych, może nas w ogóle dziwić jakiekolwiek zdarzenie? Czy wypada je nazwać absurdem? Może nie wypada, lecz niekiedy samo się ciśnie na usta, jako wyraz naszej wewnętrznej emocji. 
           Ot, dajmy na to taka sprawa napisu w szkolnej ubikacji. Jakiś brzdąc napisał: "Andrzej Dupa"... I się rozpętało. Najpierw wewnętrzne śledztwo w placówce pedagogicznej. Teraz czynności sprawdzające w prokuraturze, z powodu jednego, telefonicznego doniesienia. Ta sama instytucja przeszła do porządku nad tysiącami zgłoszeń w sprawie niepublikowania wyroku trybunału, ale poświęca czas by zająć się sprawą napisu w szkolnej toalecie. Kiedyś ścigano już bezdomnego, który również uraził powagę majestatu prezydenta RP. Hordy ścigających dopadły go wreszcie i pokazały światu: Nie wolno lżyć najwyższego urzędnika. Teraz podobnie, wysłano czytelny sygnał: Nie wolno! 
          Jak dla mnie, to trochę za dużo tych "nie wolno" w ostatnim czasie. Abstrachując od faktu, że przecież nikt zdrowy na umyśle, nie postawi dziecka przed sądem. Pozostawiając na boku kwestię, że nie każdy jest w stanie obrazić i umniejszyć powagę urzędu prezydenta. Bo kto bardziej w nią uderzy: Dziecko skrobiące długopisem napis w szkolnej latrynie, czy szef partii rządzącej, ostentacyjnie okazujący mu lekceważenie? Każdy może rozstrzygnąć sam: Czy w ogóle w ten sposób można znieważyć prezydenta? 
       Więc krzyczymy "absurd", w czasie gdy dzieje sie on na każdym kroku. Zupełnie jakbyśmy coraz mniej znali życie? Jakby coraz bardziej nas ono zadziwiało? 
Samo słowo staje się niekiedy epitetem, wyrazem lekceważenia. Kamieniem po którym nie trzeba tłumaczyć z czym się nie zgadzamy. Określenie to, jak zaklęcie umniejsza wagę komentowanego zdarzenia, jednocześnie znosząc konieczność argumentowania. Jakże to wygodne i charakterystyczne w naszych czasach. Bo i po cóż argumentować, tracić czas, skoro tylko my mamy rację?
         Widzimy to codziennie. Programy publicystyczne, już dawno przestały byc miejscem dyskusji. Króluje "ja panu/pani nie przeszkadzałem". Każdy chce tylko powiedzieć to z czym przyszedł. Puścić w eter swoje mądre hasła. Nie ma rozmów, nie ma słuchania. Zresztą na słuchanie trzeba mieć czas, a prawa anteny nieubłagane. My też żyjemy coraz prędzej i czasu mamy stanowczo za mało. Toteż bierzemy przykład i nie słuchamy. A bez odbioru nie ma rozmowy, więc nie rozmawiamy. Wciskamy "lubię to" lub ignorujemy. Być może z tego samego powodu nie czytamy. Czas, nasze ostateczne ograniczenie. Dotyczy ono również tych, którzy wierzą, iż po nim jest coś jeszcze. Jakże zmieniłyby się nasze perspektywy, gdyby zerwano pęta klepsydry, która dziś sypie piasek, choć jest złodziejką wody. Ot, taki kolejny absurd. Wyrwani z praw przemijania, być może znaleźlibyśmy w sobie więcej człowieka? 
          Czasami wątpię w początek i koniec wszystkiego. Może świat nigdy nie powstał a istnieje od zawsze? Przy czym zawsze, byłoby wówczas nie na miejscu, bo ono jest tylko podkreśleniem czasu. Jeśli zatem nie ma startu i nie ma mety, to co jest? Jest wszystko, cykliczne i niezniszczalne. Początek to moment, który my wskazujemy z naszej, ułomnej perspektywy. 
Kiedyś pytałem: Co jest początkiem patyka? Moment kiedy gałąź odpadła z drzewa? Chwila w której owa roślina wypuściła pierwszy pęd? Ziarno wpadające w glebę? Drzewo wcześniej, rodzące to nasienie? Wszystkie drzewa przed nim?
I w drugą stronę: Czy jeśli przełamię ten patyk, który przecież ma fizyczny koniec i początek, to czy powstaną dwa nowe patyki? Jeden nowy i jeden stary? A może nic się nie zmieni i wszystko jest jak było?
        Absurd? Być może. Powiedzmy to wyraźnie... Bo wówczas nie trzeba argumentować i myśleć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz