Półmrok gabinetu,
rozświetlał jedynie hologram notatnika. Do klasycznego dębowego
biurka bardziej pasowałaby teczka z dokumentami, jednak papieru już
nikt nie używał. Profesor był jednym z niewielu ludzi którzy go
jeszcze pamiętali. Władza skupiona w jego rękach, pozwalała mu
żyć długo i dostatnio. Mógł sobie pozwolić na fanaberie, takie
jak gabinet w starym stylu, ściany wyłożone angielską boazerią,
meble z prawdziwego drewna, miękkie dywany z naturalnych tkanin.
Wszystko to mogłoby z powodzeniem służyć jako ekspozycja
muzealna. Jedynym elementem współczesności, był właśnie ów
hologram, który przykuwał uwagę oglądającego. Zawierała się w
nim informacja mogąca odmienić cały, znany ludziom świat.
Rozterka czy ją ujawnić, nie była z gatunku problemów dnia
codziennego: W czym wyjść, kogo kochać, co na obiad. Uderzała
bowiem w samą podstawę dotychczasowej wiedzy.
Dylemat, to słowo które towarzyszyło mu od początku jego przemiany. Od momentu w którym w wynikach sekcji Obcego, dostrzegł coś co umknęło pozostałym. Już wówczas musiał wybrać: Ujawnić odkrycie czy zachować je tylko dla siebie. Wybrał to drugie rozwiązanie. Wiedza która zdobył, była zbyt potężna by oddać ją w przypadkowe ręce. Obcy był praktycznie wszechmocny w swoich możliwościach. Profesor podążył w jego ślady zwiększając własne możliwości w sposób niewyobrażalny. Szybko stał się popularny i poważany. Stopniowo rozszerzał swoje wpływy. Łatwość z jaką przejął władzę we własnym kraju, zaskoczyła również jego. To co poznał i wykorzystał w praktyce, w krótkim czasie pozwoliło jego państwu wybić się ponad inne. Z każdym rokiem i następną popularną, mądrą decyzją, powiększało się grono jego sprzymierzeńców. Pod jego przewodnictwem kraje zaczęły się łączyć a dobrobyt i rozwój szły w parze z coraz lepszym życiem zwykłych ludzi. Postęp technologiczny który temu towarzyszył był niepojęty. Miał mnóstwo czasu by na to zapracować, zwykłe prawa śmierci i starości nie dotyczyły go. Był długowieczny, niemal nieśmiertelny. Podobnie jak Obcy któremu skradł jego sekrety. Choć tu i ówdzie powstawały miejsca kultu osoby profesora, odrzucał je jako śmieszne i zabraniał takich praktyk. Podobnie odrzucał tytuły cesarskie czy imperatorskie, nadal posługując się jedynie stopniem naukowym. Nie przeszkadzało mu to jednak w sprawowaniu władzy, którą śmiało można by nazwać oświeconym absolutyzmem.
Niemal nie zauważał jak zmienia się każdego dnia. Wpływy które z początku rozszerzał tylko szacunkiem i wiedzą, rosły później także dzięki sile. W imię wyższego dobra, nie wahał się jej użyć by złamać karki niepokornym. Wkrótce zniknęły ostatnie źródła oporu i świat rozpłynął się w pokoju. Zanikły dawne podziały a świadomości różnic etnicznych okazyway się wartością a nie powodem do walk. Ziemia stała się oazą szczęśliwych ludzi.
W takim raju, jego twórca poczuł się samotny i pozbawiony zajęcia. Nie potrafił się cieszyć i przyjaźnić z ludźmi. Spotkania z nimi nie były satysfakcjonujące, wszak w każdej chwili mógł im narzucić własną wolę a oni poddańczo jej ulegali. Nie byli dla niego partnerem do dyskusji. Choć od jego przemiany upłynęły stulecia, wciąż pamiętał o jej źródle. Czy zbadany przez niego osobnik był jedyny we wszechświecie, tak jak on jest wyjątkowy pośród ludzi? Czy gdzieś w przestrzeni jest ojczyzna z której pochodzi jego wiedza? Przecież tam mogą być inni, jemu podobni.
Przed poszukiwaniami nie powstrzymała go świadomość, że jeszcze mu nie dorównuje i spotkanie z jemu podobnymi istotami, może być potencjalnie niebezpieczne. Roiła mu się wizja, że zostanie przyjęty przez nich i nauczony jak korzystać ze stale rozszerzających się możliwości. Znów mógłby poczuć sens rozmowy, rozrywki intelektualnej z kimś kto nie stoi niżej. Z kimś zupełnie od niego niezależnym. Jakże mu tego brakowało. Tak, dla tego uczucia warto zaryzykować wszystko co zbudował.
Każdego dnia sondy i pojazdy wyruszały w nieznaną i niezmierzoną otchłań kosmosu. Nowe możliwości i rozwój technologii, pozwalały na poszerzanie wiedzy jak nigdy wcześniej. Statki przemierzały przestrzeń z prędkościami nie nazywanymi wcześniej przez naukę. Na jego dębowe biurko spływały lawiny raportów i komunikatów. Z rzadka zawierały coś interesującego. Zazwyczaj zaznaczały nowe układy, planety zdolne ugościć ludzkość i wesprzeć ją swoimi zasobami. Niosły wiedzę o nowych gatunkach zwierząt i prymitywnych społeczeństwach, niezdolnych jeszcze do wykonania kroku w przestrzeń wszechświata. Póki co ani śladu kogoś zbliżonego do owego Obcego.
Teraz na jego biurku leżało się coś, czego istnienia nie przypuszczał. Coś co mogło zmienić całkowicie postrzeganie świata i postawić granice jego własnym możliwościom.
Ze zdziwieniem patrzył na schemat który się przed nim wyświetlił, wedle najnowszego odkrycia był to kształt wszechświata. W tym oto momencie upadała całkowicie wiedza o jego nieskończoności. Obraz który widział przypominał obwarzanek. Zupełnie jakby ktoś połączył końcami prosty odcinek rurki i zamknął wszystko w jej wnętrzu. Ów kształt sprawiał, że wszystkie wysyłane w przestrzeń sondy, wcześniej czy później zbliżały sie do miejsca z którego startowały. Mogły lecieć krócej gdy wybrały drogę węższą stroną obwarzanka, lub dłużej gdy udały się w jego szerszą stronę. Mogły nie trafić dokładnie w to samo miejsce, lecz wcześniej czy później skazane były na powrót w jego pobliże.
Postawienie tamy rodzącym się możliwościom, wypełniło jego umysł smutkiem. Wszystko ma swój początek i koniec, tak mawiano w czasach gdy zrodził się jako człowiek. Kiedy stał się Kreatorem, porzucił stare maksymy. Każdego dnia przesuwała się bowiem granica tego co znane. Teraz kres możliwości poznawczych był bardzo wyraźny. Co więcej, raport bardzo pesymistycznie przedstawiał przyszłość świata. Niepokojące były chwilowe utraty dryfującej w nim energii. Wedle jednej z hipotez ich czas się po prostu kończył. Czarne scenariusze zakładały, że dość szybko pojawią się rozbłyski wyładowań a wkrótce po nich całość zacznie obumierać. Nikt nie wie czy będzie to proces powolny czy drastyczny. O ironio, zamiast dalszej wiedzy znalazł więc kres wszystkiego co znane.
Czas uciekał. Wobec pojawiających się na niebie rozbłysków i coraz częstszych drgań Ziemi, nie dało się sprawy utrzymać w tajemnicy. W specjalnym orędziu ogłoszono istotę problemu, wzywając do zachowania spokoju. Na nic zdały się apele i zapewnienia o rychłym rozwiązaniu. Świat opanował chaos. Ujawniły się wszelkie złe emocje, pozostające dotąd w ukryciu. Plądrowanie i gwałty stały się porządkiem dziennym. W swoim izolowanym gabinecie, profesor był od tego najdalej jak się da. Z szaleńczą pasją nieograniczonych niemal możliwości, rzucił się w wir pracy mającej na celu znalezienie ratunku. Doszedł do najprostszego wniosku, że granica znanego im wszechświata, nie może być ostatecznym limesem, lecz prawdopodobnie problem musi pochodzić spoza niej. Za owym krańcem musi być coś jeszcze. Wystarczy dotrzeć do sedna, a ich świat zostanie uratowany. Rozważania nad sposobem ocalenia przerwało połączenie
- Panie Profesorze. Niestety, zaczęło się. Całość zanika. Z każda minutą tracimy kontakt z kolejnymi załogami i nadajnikami w głębokiej przestrzeni.
- Rozumiem. Jak długo to może potrwać?
- Trudno powiedzieć, ale wygląda na to, że raczej niedługo.
Przerwał połączenie i zapadł się w fotelu. Siedząc z kieliszkiem ulubionego wina, poczuł się bezsilny jak nigdy wcześniej. Na nic cała skradziona wiedza. Na nic zaprzęgnięta w imię własnych ambicji ludzkość. Wszystko zakończy się tu i teraz. Nie dano mu szansy poznania źródła owej nadnaturalnej mocy. Nie pozna już nikogo niezależnego od siebie i jemu równego.
Ściany zadrżały niepokojąco i wpadły w stałą wibrację. Powietrze wokół gęstniało ciemnością. Nie panikował. Pozostał w swoim fotelu, przełykając ostatni łyk wybornego Calel. Świat wokół zamrugał i zniknął z cichym pyknięciem, dźwiękiem strzelającego korka elektrycznego. A później…
Nie, nie było już żadnego później..
Oren usiadł zmartwiony. Jego szare oblicze było smutne a w wielkich, czarnych i pozbawionych powiek oczach widać było żal. To była jego ulubiona lampa. Na nic zdało się potrząsanie i postukiwanie. Po prostu z jakiejś niejasnej przyczyny przestała świecić. Przyjrzał się jej dokładnie. Wyglądała jak obwarzanek. Jak prosta rurka, którą ktoś połączył końcami. Była bardzo designerska w kształcie i podobno zbudowano ją z materii żywej. Jakieś bakterie sprawiały, że świeciła wciąż wspaniałym, barwnym blaskiem. Niedawno w obudowie pojawiło się pęknięcie, przez które prawdopodobnie wyciekała jej energia. Coraz częściej obserwował dziwaczne rozbłyski, które wróżyły bliski kres funkcjonalności urządzenia. Cóż, szkoda. Trzeba będzie rozejrzeć się za nową lampką by wypełnić jakoś pusty kąt…
Dylemat, to słowo które towarzyszyło mu od początku jego przemiany. Od momentu w którym w wynikach sekcji Obcego, dostrzegł coś co umknęło pozostałym. Już wówczas musiał wybrać: Ujawnić odkrycie czy zachować je tylko dla siebie. Wybrał to drugie rozwiązanie. Wiedza która zdobył, była zbyt potężna by oddać ją w przypadkowe ręce. Obcy był praktycznie wszechmocny w swoich możliwościach. Profesor podążył w jego ślady zwiększając własne możliwości w sposób niewyobrażalny. Szybko stał się popularny i poważany. Stopniowo rozszerzał swoje wpływy. Łatwość z jaką przejął władzę we własnym kraju, zaskoczyła również jego. To co poznał i wykorzystał w praktyce, w krótkim czasie pozwoliło jego państwu wybić się ponad inne. Z każdym rokiem i następną popularną, mądrą decyzją, powiększało się grono jego sprzymierzeńców. Pod jego przewodnictwem kraje zaczęły się łączyć a dobrobyt i rozwój szły w parze z coraz lepszym życiem zwykłych ludzi. Postęp technologiczny który temu towarzyszył był niepojęty. Miał mnóstwo czasu by na to zapracować, zwykłe prawa śmierci i starości nie dotyczyły go. Był długowieczny, niemal nieśmiertelny. Podobnie jak Obcy któremu skradł jego sekrety. Choć tu i ówdzie powstawały miejsca kultu osoby profesora, odrzucał je jako śmieszne i zabraniał takich praktyk. Podobnie odrzucał tytuły cesarskie czy imperatorskie, nadal posługując się jedynie stopniem naukowym. Nie przeszkadzało mu to jednak w sprawowaniu władzy, którą śmiało można by nazwać oświeconym absolutyzmem.
Niemal nie zauważał jak zmienia się każdego dnia. Wpływy które z początku rozszerzał tylko szacunkiem i wiedzą, rosły później także dzięki sile. W imię wyższego dobra, nie wahał się jej użyć by złamać karki niepokornym. Wkrótce zniknęły ostatnie źródła oporu i świat rozpłynął się w pokoju. Zanikły dawne podziały a świadomości różnic etnicznych okazyway się wartością a nie powodem do walk. Ziemia stała się oazą szczęśliwych ludzi.
W takim raju, jego twórca poczuł się samotny i pozbawiony zajęcia. Nie potrafił się cieszyć i przyjaźnić z ludźmi. Spotkania z nimi nie były satysfakcjonujące, wszak w każdej chwili mógł im narzucić własną wolę a oni poddańczo jej ulegali. Nie byli dla niego partnerem do dyskusji. Choć od jego przemiany upłynęły stulecia, wciąż pamiętał o jej źródle. Czy zbadany przez niego osobnik był jedyny we wszechświecie, tak jak on jest wyjątkowy pośród ludzi? Czy gdzieś w przestrzeni jest ojczyzna z której pochodzi jego wiedza? Przecież tam mogą być inni, jemu podobni.
Przed poszukiwaniami nie powstrzymała go świadomość, że jeszcze mu nie dorównuje i spotkanie z jemu podobnymi istotami, może być potencjalnie niebezpieczne. Roiła mu się wizja, że zostanie przyjęty przez nich i nauczony jak korzystać ze stale rozszerzających się możliwości. Znów mógłby poczuć sens rozmowy, rozrywki intelektualnej z kimś kto nie stoi niżej. Z kimś zupełnie od niego niezależnym. Jakże mu tego brakowało. Tak, dla tego uczucia warto zaryzykować wszystko co zbudował.
Każdego dnia sondy i pojazdy wyruszały w nieznaną i niezmierzoną otchłań kosmosu. Nowe możliwości i rozwój technologii, pozwalały na poszerzanie wiedzy jak nigdy wcześniej. Statki przemierzały przestrzeń z prędkościami nie nazywanymi wcześniej przez naukę. Na jego dębowe biurko spływały lawiny raportów i komunikatów. Z rzadka zawierały coś interesującego. Zazwyczaj zaznaczały nowe układy, planety zdolne ugościć ludzkość i wesprzeć ją swoimi zasobami. Niosły wiedzę o nowych gatunkach zwierząt i prymitywnych społeczeństwach, niezdolnych jeszcze do wykonania kroku w przestrzeń wszechświata. Póki co ani śladu kogoś zbliżonego do owego Obcego.
Teraz na jego biurku leżało się coś, czego istnienia nie przypuszczał. Coś co mogło zmienić całkowicie postrzeganie świata i postawić granice jego własnym możliwościom.
Ze zdziwieniem patrzył na schemat który się przed nim wyświetlił, wedle najnowszego odkrycia był to kształt wszechświata. W tym oto momencie upadała całkowicie wiedza o jego nieskończoności. Obraz który widział przypominał obwarzanek. Zupełnie jakby ktoś połączył końcami prosty odcinek rurki i zamknął wszystko w jej wnętrzu. Ów kształt sprawiał, że wszystkie wysyłane w przestrzeń sondy, wcześniej czy później zbliżały sie do miejsca z którego startowały. Mogły lecieć krócej gdy wybrały drogę węższą stroną obwarzanka, lub dłużej gdy udały się w jego szerszą stronę. Mogły nie trafić dokładnie w to samo miejsce, lecz wcześniej czy później skazane były na powrót w jego pobliże.
Postawienie tamy rodzącym się możliwościom, wypełniło jego umysł smutkiem. Wszystko ma swój początek i koniec, tak mawiano w czasach gdy zrodził się jako człowiek. Kiedy stał się Kreatorem, porzucił stare maksymy. Każdego dnia przesuwała się bowiem granica tego co znane. Teraz kres możliwości poznawczych był bardzo wyraźny. Co więcej, raport bardzo pesymistycznie przedstawiał przyszłość świata. Niepokojące były chwilowe utraty dryfującej w nim energii. Wedle jednej z hipotez ich czas się po prostu kończył. Czarne scenariusze zakładały, że dość szybko pojawią się rozbłyski wyładowań a wkrótce po nich całość zacznie obumierać. Nikt nie wie czy będzie to proces powolny czy drastyczny. O ironio, zamiast dalszej wiedzy znalazł więc kres wszystkiego co znane.
Czas uciekał. Wobec pojawiających się na niebie rozbłysków i coraz częstszych drgań Ziemi, nie dało się sprawy utrzymać w tajemnicy. W specjalnym orędziu ogłoszono istotę problemu, wzywając do zachowania spokoju. Na nic zdały się apele i zapewnienia o rychłym rozwiązaniu. Świat opanował chaos. Ujawniły się wszelkie złe emocje, pozostające dotąd w ukryciu. Plądrowanie i gwałty stały się porządkiem dziennym. W swoim izolowanym gabinecie, profesor był od tego najdalej jak się da. Z szaleńczą pasją nieograniczonych niemal możliwości, rzucił się w wir pracy mającej na celu znalezienie ratunku. Doszedł do najprostszego wniosku, że granica znanego im wszechświata, nie może być ostatecznym limesem, lecz prawdopodobnie problem musi pochodzić spoza niej. Za owym krańcem musi być coś jeszcze. Wystarczy dotrzeć do sedna, a ich świat zostanie uratowany. Rozważania nad sposobem ocalenia przerwało połączenie
- Panie Profesorze. Niestety, zaczęło się. Całość zanika. Z każda minutą tracimy kontakt z kolejnymi załogami i nadajnikami w głębokiej przestrzeni.
- Rozumiem. Jak długo to może potrwać?
- Trudno powiedzieć, ale wygląda na to, że raczej niedługo.
Przerwał połączenie i zapadł się w fotelu. Siedząc z kieliszkiem ulubionego wina, poczuł się bezsilny jak nigdy wcześniej. Na nic cała skradziona wiedza. Na nic zaprzęgnięta w imię własnych ambicji ludzkość. Wszystko zakończy się tu i teraz. Nie dano mu szansy poznania źródła owej nadnaturalnej mocy. Nie pozna już nikogo niezależnego od siebie i jemu równego.
Ściany zadrżały niepokojąco i wpadły w stałą wibrację. Powietrze wokół gęstniało ciemnością. Nie panikował. Pozostał w swoim fotelu, przełykając ostatni łyk wybornego Calel. Świat wokół zamrugał i zniknął z cichym pyknięciem, dźwiękiem strzelającego korka elektrycznego. A później…
Nie, nie było już żadnego później..
Oren usiadł zmartwiony. Jego szare oblicze było smutne a w wielkich, czarnych i pozbawionych powiek oczach widać było żal. To była jego ulubiona lampa. Na nic zdało się potrząsanie i postukiwanie. Po prostu z jakiejś niejasnej przyczyny przestała świecić. Przyjrzał się jej dokładnie. Wyglądała jak obwarzanek. Jak prosta rurka, którą ktoś połączył końcami. Była bardzo designerska w kształcie i podobno zbudowano ją z materii żywej. Jakieś bakterie sprawiały, że świeciła wciąż wspaniałym, barwnym blaskiem. Niedawno w obudowie pojawiło się pęknięcie, przez które prawdopodobnie wyciekała jej energia. Coraz częściej obserwował dziwaczne rozbłyski, które wróżyły bliski kres funkcjonalności urządzenia. Cóż, szkoda. Trzeba będzie rozejrzeć się za nową lampką by wypełnić jakoś pusty kąt…
"Obwarzanek" to kontynuacja jednego z moich pierwszych opowiadań - "Kreator". Jest ono dostępne na tym blogu, serdecznie zachecam do lektury.
OdpowiedzUsuń