Cisza. Dlaczego nie
kochamy ciszy? Spokoju wylewającego się z każdej szczeliny. Do cna
przesiąknięci hałasem, spaliną, drżeniem ścian, boimy się tego
braku dźwięku, tak jak lękamy się nieistnienia. Być może w
naszej świadomości są to rzeczy tożsame. Toteż, włączamy
telewizory, których od dawna nie oglądamy. Byle coś gadało,
łamiąc kark obawie. Niech rozświetla mrok wieczornych domostw,
odpędzając atawistyczny strach przed ciemnością. I tak trwamy
pośród rwetesu, nigdy nie mamy czasu na wsłuchanie się w ciszę.
A ona nigdy nie jest
bezdźwięczna. Wystarczy ledwie chwila, by usłyszeć, odkryć
kolejne kaskady i warstwy dźwięków. Jak w muzyce, gdzie najpierw
słychać głos wokalisty i podkład syntezatora. Ostre łupanie
wybija się ponad melodię. Lecz ona też jest. Przedzierając się
przez morze, słyszymy perkusję. Później okazuję się, że jest
tam jakaś trąbka. I tak rozbija się ta struktura na pojedyncze
instrumenty. Objawia się skryta za szklaną ścianą pozorów, którą
tak rzadko przekraczamy.
Z ciszą jest
podobnie. Gdy siadamy w ciemnym pokoju, jest przerażająco pusto i
milcząco. Lecz po chwili słyszymy. Budynki żyją naszym światem,
nami, ludźmi, sprzętami, skrzypiącymi schodami. Nie ma świata
bezdźwięcznego. Za każdym szeptem i powiewem wiatru, czai się
jakiś odgłos i coś co go wywołało. Jakaś praprzyczyna, również
dźwięczna. Tylko trzeba mieć czas. A my nie mamy. Pędzimy z
jednej gonitwy w drugą: Nie spóźnić się do pracy, zdążyć
przed czerwonym światłem, oddać na czas raport, wyjechać zanim
inni ruszą na drogę. Zrobić zakupy i obiad, nim dzieci stana się
głodne. Wreszcie, gdy wieczór i ciemność, mamy czas. Wielkie
słowo, mamy ledwie chwilę dla siebie. I boimy się tego momentu.
Lękamy, że podskórny niepokój zatryumfuje nad naszym poukładanym
planem. Że z owej rozedrganej obawy, wyewoluuje myśl, co rozbije
ułudę i spokój. Może trzeba będzie budować? A my nie mamy
czasu. Tylko te chwile są nasze. Toteż włączamy telewizor i on
gra. Co oglądamy? Nic. Ile razy słyszeliście: Nie ma nic
ciekawego. Przecież to prawda, tam rzeczywiście rzadko jest coś
interesującego. Mało kto zwróci uwagę, iż odbiornik zabiera nam
ostatnie chwile naszego czasu.
Lepiej do lasu, nad
rzekę, jezioro. Lecz tam częka na nas cisza, a wraz z nią
myślenie. A my bardzo nie lubimy wytężać głowy i zadawać pytań
sobie. Wolimy wyrzucać potoki słów, ich brak nas krępuje. Gdy
spotykamy kogoś, to nie ma nic bardziej deprymującego niż cisza.
Czy trzeba coś mówić? Wcale nie. Można się przytulić, pogładzić
kogoś po włosach. To jednak byłoby odsłonięcie swojego wnętrza,
czyli kolejna obawa: Co ktoś pomyśli, jak to odbierze? Więc
mówimy, choćby i o niczym. Gadamy praktycznie nie słuchając.
Słowa innych, to jedynie chwilowa przerwa w naszych własnych. Nie
możemy się doczekać, by znów mówić. Nie mamy czasu słuchać,
bo ostatnie chwile oddaliśmy telewizorowi, z lęku przed ciszą.
Strach rzadko czyni
nas lepszymi, więc może warto usiąść i wsłuchać się w nią?
Znaleźć kolejna warstwę. Przedrzeć się przez nią do cna, by na
końcu spotkać samego siebie. Odkryć to co zawsze czeka gdzieś w
naszych zakamarkach. Snach, lękach, nadziejach. Bo to jest, lecz
przychodzi tylko wtedy, gdy mamy czas... i ciszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz