niedziela, 17 kwietnia 2016

Cisza


       Cisza. Dlaczego nie kochamy ciszy? Spokoju wylewającego się z każdej szczeliny. Do cna przesiąknięci hałasem, spaliną, drżeniem ścian, boimy się tego braku dźwięku, tak jak lękamy się nieistnienia. Być może w naszej świadomości są to rzeczy tożsame. Toteż, włączamy telewizory, których od dawna nie oglądamy. Byle coś gadało, łamiąc kark obawie. Niech rozświetla mrok wieczornych domostw, odpędzając atawistyczny strach przed ciemnością. I tak trwamy pośród rwetesu, nigdy nie mamy czasu na wsłuchanie się w ciszę.
        A ona nigdy nie jest bezdźwięczna. Wystarczy ledwie chwila, by usłyszeć, odkryć kolejne kaskady i warstwy dźwięków. Jak w muzyce, gdzie najpierw słychać głos wokalisty i podkład syntezatora. Ostre łupanie wybija się ponad melodię. Lecz ona też jest. Przedzierając się przez morze, słyszymy perkusję. Później okazuję się, że jest tam jakaś trąbka. I tak rozbija się ta struktura na pojedyncze instrumenty. Objawia się skryta za szklaną ścianą pozorów, którą tak rzadko przekraczamy.
       Z ciszą jest podobnie. Gdy siadamy w ciemnym pokoju, jest przerażająco pusto i milcząco. Lecz po chwili słyszymy. Budynki żyją naszym światem, nami, ludźmi, sprzętami, skrzypiącymi schodami. Nie ma świata bezdźwięcznego. Za każdym szeptem i powiewem wiatru, czai się jakiś odgłos i coś co go wywołało. Jakaś praprzyczyna, również dźwięczna. Tylko trzeba mieć czas. A my nie mamy. Pędzimy z jednej gonitwy w drugą: Nie spóźnić się do pracy, zdążyć przed czerwonym światłem, oddać na czas raport, wyjechać zanim inni ruszą na drogę. Zrobić zakupy i obiad, nim dzieci stana się głodne. Wreszcie, gdy wieczór i ciemność, mamy czas. Wielkie słowo, mamy ledwie chwilę dla siebie. I boimy się tego momentu. Lękamy, że podskórny niepokój zatryumfuje nad naszym poukładanym planem. Że z owej rozedrganej obawy, wyewoluuje myśl, co rozbije ułudę i spokój. Może trzeba będzie budować? A my nie mamy czasu. Tylko te chwile są nasze. Toteż włączamy telewizor i on gra. Co oglądamy? Nic. Ile razy słyszeliście: Nie ma nic ciekawego. Przecież to prawda, tam rzeczywiście rzadko jest coś interesującego. Mało kto zwróci uwagę, iż odbiornik zabiera nam ostatnie chwile naszego czasu.
        Lepiej do lasu, nad rzekę, jezioro. Lecz tam częka na nas cisza, a wraz z nią myślenie. A my bardzo nie lubimy wytężać głowy i zadawać pytań sobie. Wolimy wyrzucać potoki słów, ich brak nas krępuje. Gdy spotykamy kogoś, to nie ma nic bardziej deprymującego niż cisza. Czy trzeba coś mówić? Wcale nie. Można się przytulić, pogładzić kogoś po włosach. To jednak byłoby odsłonięcie swojego wnętrza, czyli kolejna obawa: Co ktoś pomyśli, jak to odbierze? Więc mówimy, choćby i o niczym. Gadamy praktycznie nie słuchając. Słowa innych, to jedynie chwilowa przerwa w naszych własnych. Nie możemy się doczekać, by znów mówić. Nie mamy czasu słuchać, bo ostatnie chwile oddaliśmy telewizorowi, z lęku przed ciszą.
       Strach rzadko czyni nas lepszymi, więc może warto usiąść i wsłuchać się w nią? Znaleźć kolejna warstwę. Przedrzeć się przez nią do cna, by na końcu spotkać samego siebie. Odkryć to co zawsze czeka gdzieś w naszych zakamarkach. Snach, lękach, nadziejach. Bo to jest, lecz przychodzi tylko wtedy, gdy mamy czas... i ciszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz