sobota, 26 marca 2016

Dwie strony snu



Dzień


      Leżąc na piasku, wpatrywał się w spokojne morze. Błękitno-zielony odcień przelewał się leniwie, z rzadka rodząc wyższą falę. Kochał to zwierciadło słońca. Jego jasną i balsamicznie kojącą strukturę. Ciepło żółtego kręgu radośnie podgrzewało krew pompowaną do serca. Ogrzewało kości i umysł. Z przyjemnością spędziłby na plaży całe życie, lecz musiał się zabrać do pracy. Z przykrością wypuścił z dłoni drobne kamyki, które bezdźwięcznie opadły na jasny dywan piasku. Niechętnie uniósł się i pomaszerował w kierunku domu. Zasiadając na werandzie miał już gotowy plan. Doskonale wiedział o czym napisze tym razem. Stukając w klawiaturę, odpływał. Unosił się w dalekie światy. Wcielał w ludzi nieznanych, a jednak jakże mu bliskich. To zabawne jak bardzo byli do niego podobni. Pisał o różnych sprawach, zawsze starając się wyobcować sam z siebie, a jednak w jakiś szaleńczy sposób, znajdował w nich to co rodziło się w nim samym. Wszyscy jego bohaterowie, w gruncie rzeczy byli z nim złączeni jakąś niewidzialną nicią. Jak pajęczyna, która oplata stary strych, a jednak swe źródło ma zawsze w jednym miejscu.
       Z łatwością wcielał się w inne postaci. Przejmował ich myślenie, uczucia, nawyki. Niektórzy twierdzili, iż to kwestia jego wrażliwości. Inni wskazywali na niewyczerpane pokłady wyobraźni. Niekiedy jednak doszukiwał się w sobie jakiegoś szaleństwa. Rozsypanego wzoru, który pozwalał mu tak łatwo przesiadać się z jednego ciała do drugiego. Uwielbiał pisać, a może właśnie nie? Może tylko to sobie wmawiał? Czasami był to proces niezależny od niego. Po prostu musiał, a przymusu nie znosił. Może zatem wcale nie lubił, lecz wmawiał to sobie by łagodzić uczucie niewoli?
       Niezależnie od źródła, potrafił z tego żyć. Jego książki rozchodziły się w dużych nakładach. Były tłumaczone na inne języki i trafiały w miejsca, w których on sam nigdy nie był. Ludzie są podobni, a pasje i emocje to zawsze język uniwersalny. Dzięki temu, że odwoływał się do nich, jego twórczość też taka była.Stałe zarobki i możliwość robienia tego co się lubi, niosły szczęście i spokój. Choć w dzieciństwie widywał zatroskane miny rodziców, bojących się o jego przyszłość i z lękiem traktujących jego fantazje, to jednak właśnie one zapewniły mu dom nad ciepłym oceanem i dość beztroskie życie. Pisał bo musiał, kochał, miał coś do powiedzenia.
       Wystukując kolejne słowa, zamyślił się na chwilę. Trudne miejsce. Punkt w którym jego bohater będzie zmuszony dokonać dramatycznego wyboru. Sięgnął po szklankę z chłodnym mojito, w którym brązowy cukier opadł na dno, gubiąc oparcie, jakie zapewniały mu wcześniej, rozpuszczone już kostki lodu. Rześkość drinka ostudziła emocje i rozterki. Zimną dłonią rozgarnął włosy i wrócił do pisania. Bardzo chciałby oszczędzić swoim bohaterom trosk. Jednak sens i morał były ostatecznym wyrokiem. To one nadawały kierunek i wymuszały rozwiązania. Skazywały na śmierć lub potępienie. Nieraz zastanawiał się, czy sam potrafiłby dokonywać ich wyborów? Chyba nie. Niesamowite do jakiego stopnia byli niezależni od jego woli, choć wszystko co było ich udziałem, rodziło się w jego głowie.
      Ostatnimi czasy, dostrzegał, iż jego dzieła kończą się bardziej tragicznie. Kiedyś pełne uśmiechu, teraz nabierały smutnych tonów i ciemnych puent. Od jak dawna tak się działo?
      Co więcej, o ile w dzień czuł się znakomicie, to noc napawała go niechęcią. Coraz rzadziej rzucał się w jej objęcia imprezując. Wybrany styl życia, sprawiał iż najczęściej zasypiał dość wcześnie. Spał długo, a mimo to nie budził się zrelaksowany i wypoczęty. Nic nie pamiętał i czuł niepokój, który znikał dopiero z pierwszymi promieniami słońca. Uczucie, iż stan ten pochodzi właśnie z nocy, sprawiało że myślał o niej niechętnie. Coś było nie tak, jak być powinno. Lecz teraz dzień jeszcze. Sporo pisania i życia nim noc nastanie. Nim zamknie zmęczone oczy i zaśnie w niepokoju.


Noc


       Przebudził się z potwornym bólem głowy. Kac i zmęczenie ostatniej nocy bezlitośnie dały o sobie znać. Chłód obskurnego i wilgotnego pokoju, wbijał lodowe igły w umęczone ciało. Spojrzał na zegarek, minęła czwarta po południu. Jego tryb życia i brak stałych zajęć sprawił, iż dawno rozregulował się sławetny wewnętrzny zegar. Spał w dzień, żył w nocy. Niczym jakiś wampir, lecz który z nich upadłby tak nisko by kraść? Niegdyś posiadał zręczne palce, które pozwalały, nieuchwytnie dla postronnych, pozbawić kogoś portfela. Wskutek wiecznych pijaństw i lenistwa, postradał i tę przydatną umiejętność. Teraz najczęściej włamywał się bez zbędnych ceregieli. Było mu wszystko jedno: sklep, biuro czy prywatne mieszkanie. Z czasem łupy stawały się coraz mniej okazałe. Niekiedy po prostu kogoś obrabował z nożem w drżącej dłoni. Stawał się bezmyślnym zakapiorem, wyzutym z uczuć i skrupułów. Instynkty wiodły go poprzez noc i miejsca pełne przemocy. Śmierdzące tanim alkoholem, nieczyszczonymi podłogami. Pełne drobnej żulii, dziwek i ich alfonsów. Ukraść, zapić, zapomnieć. Jakże smutny schemat. Czuł się wyprany ze wszystkiego. Nic w nim nie zostało z uroczego dziecka kopiącego piłkę na brudnych podwórkach.    
      A może jednak? Może coś się w nim jeszcze tliło? Dałby głowę, że to w snach jest inny. Wiedzie normalne życie. Jest szanowany i nie cierpi głodu. Ubiera się dobrze i robi co lubi. To one sprawiły, iż jeszcze boleśniej odczuwał beznadzieję swego żywota. Nikt wszak nie marzy by być zakapiorem z problemem alkoholowym. Przez te resztki sumienia, nawiedzające go, gdy chrapał po ciężkich nocach, coraz bardziej obawiał się snu. Odwlekał jak mógł i zasypiał dopiero nad ranem. Tak mijał mu dzień, a budząc się wcale nie był bardziej wypoczęty, lecz pełen niepokoju, który znikał wraz z pierwszym kieliszkiem. Nie mógł nawet pomyśleć, że coś jest nie tak jak powinno. Każdy kąt i myśl, wystarczająco jasno krzyczały, iż w jego życiu wszystko jest nie w porządku. Lecz nic to, nim ranek przyjdzie to cała długa noc przed nim. Ona miłosiernie otuli swe ciemne dzieci. Dziś ma ważne spotkanie od którego wiele może zależeć. Może krok w dobrym kierunku? Z bezkształtnej masy drobnych bandytów do członka większej struktury? Mafia zapewniała dobre życie i ochronę, lecz nigdy za nic. Za wszystko trzeba płacić.


Dzień


     Wizyta u psychoanalityka wiązała się z jakąś formą upokorzenia. Przyznanie się przed sobą, iż nie radzi sobie z własnymi problemami, było całkiem bolesną porażką. I to on, człowiek sukcesu, szanowany autor poczytnych książek. Facet z wyobraźnią zdolną wymyślić i rozwiązać każdy problem, a tutaj zupełnie bezradny wobec własnych obaw przed snem. Leżenie na kozetce nie przyniosło natychmiastowych efektów. Nie był w stanie sięgnąć do podświadomości, nie dał się również zahipnotyzować. Wyraźnie jednak widać było, że wszystko co go przeraża, zdarza się gdy śpi. Po kilku wizytach, terapeuta zasugerował połączenie talentu i obawy.
        Dziś pierwszy raz budząc się, nie sięgnął po śniadanie czy kawę, lecz chwycił klawiaturę i starał się pisać bezwiednie i bezmyślnie. Nie szło dobrze, więc zrezygnował z komputera i posłużył się długopisem. Po półgodzinie zerknął na chaotycznie zagryzmoloną kartką. Nijak nie dało się tego czytać. Charakter był obcy a słowa nie tworzyły spójnej historii. Wyglądały jakby skreśliła je niewprawna ręka analfabety, dłoń kogoś chorego psychicznie... Albo pijanego.
       Wpatrywał się z coraz większą ciekawością i wreszcie dostrzegł w bezładnej plątaninie porządek. Pojawił się tam wyjątkowo paskudny drań, pozbawiony zupełnie uroku czarnych charakterów znanych z literatury. Krople potu skapywały z czoła, gdy pochłaniał kolejne słowa, z każdym odkrywając nowe szczegóły. Świat przemocy, krwi i brutalności, odpychał go swoją obcością. Lecz w bohaterze było coś, co rozpoznał bezbłędnie: dylemat i obawa. Rzeczy znane mu nazbyt dobrze. Czyżby jego świadomość tworzyła nowe dzieło w czasie gdy śpi? Poskładał wszystko do kupy i rozpisał na nowo. Opowieść zaczęła się zazębiać i nabierać sensu.


Noc


        Zbudził się z wieczorem. Przez dłuższą chwilę spędzał z oczu obraz normalnego życia. Po chwili ekscytacja i radość wzięły górę nad sumieniem. Drżał z podniecenia i dumy. Zrobił to. Jest kimś. Rozmowa z gangsterem przebiegła dość gładko. Potrzebowali kogoś do brudnej roboty i on według nich nadawał się idealnie. Dodatkowym atutem był fakt, iż nikt nie kojarzył go ze zleceniodawcą. To pozwoliło mu podejść dostatecznie blisko i nacisnąć spust. Bezgłośne pyknięcia podziurawiły ciało, które opadło bezładnie w zdziwieniu. Widział jak matowiały szeroko otwarte oczy. Stał chwilę sycąc się swoim tryumfem, nim rzucił się do bezładnej ucieczki. Lecz nikt go nie gonił. W ciasnych, nocnych uliczkach, ludzie doskonale wiedzą kiedy odwrócić wzrok.
       O dziwo nie poczuł lęku ani obrzydzenia. Wypełniło go poczucie władzy, towarzyszące chwili gdy obserwował uciekające życie. Tej nocy nie potrzebował alkoholu. Wypił jedynie dla zabicia czasu. Umysł miał ostry i jasny. Chciał by taki pozostał, dzięki czemu mógł sycić się każdą milisekundą. Pokaźnych rozmiarów koperta, wypełniała kieszeń skórzanej kurtki. Pistolet zniknął w odmętach lodowatej rzeki. Pierwszy raz od dawna, wracał do domu pamiętając swą drogę. Zasnął szczęśliwy i nasycony.
       Tak było wczoraj. Teraz w chwilę po przebudzeniu, odruchowo sięgnął po butelkę. Popatrzył na nią ze zdziwieniem, z niemym pytaniem: cóż mogła mu ofiarować? Odstawił na blat bez otwierania i podniósł z łóżka. Spojrzał w lustro i pierwszy raz od dawna się ogolił. Władza którą posiadł, zmieniła go. Stał wyprostowany i dumny. Nie mógł się doczekać kolejnego zadania. Oby przyszło jak najprędzej.


Dzień


     Zbudził się przerażony. Ogarnięty paniką, z trudem łapał powietrze. Wszystko pamiętał. Miał świadomość, że w śnie zastrzelił człowieka. Jakże wielką radością i dumą go to napełniło. Na samo wspomnienie zwymiotował do zlewu. To już nie było tylko podświadome pisanie. Coś się zmieniło, otworzyły się nowe drzwi. Wrota chaosu i zła. Ile by oddał za to by wrócić do poprzedniego stanu, by znów nie być świadomym nocnych majaków. Powoli się uspokajał. Przecież to tylko sen. Choć tak realistyczny i pełen negatywnych emocji, to jednak nieprawdziwy.
      Rezygnując z porannej toalety, sięgnął po szklankę soku i wcisnął się w bawełniany podkoszulek oraz szorty. Wybiegł na poranną przebieżkę. Dbania o siebie nie zmieni nawet zakapior ze snu. Biegł jasnymi, budzącymi się ulicami, pełnymi niedobudzonych ludzi i unoszących się rolet. Mijał rozkładające się stragany i sprzedawców polewających chodniki wodą. Przebiegając obok sklepu z elektroniką zatrzymał się zdumiony. Na ekranie wielkiego telewizora ujrzał twarz ze swojego snu. Odrętwiały wszedł do sklepu i wysłuchał wiadomości. Chłonął każde słowo dziennikarza, dzięki czemu dowiedział się, iż ofiarą był lokalny polityk, zwalczający przestępczość w jakże odległym od tego miejsca mieście. Świat stał się mały jak nigdy wcześniej, wiadomość lotem błyskawicy wędruje w nim z jednego miejsca w drugie. Twarz ofiary z jego snu, zyskała imię, nazwisko i miejsce zamieszkania. Jakie jest prawdopodobieństwo takiego odkrycia? Zerowe? A jednak się stało.
       Powłócząc nogami wrócił do domu. Rozważył wszelkie możliwości. Nie mógł sam odpowiadać za tę zbrodnię. Nawet zakładając działanie w nieświadomości, nie dałby rady pokonać takich odległości. A jednak był w jakiś sposób związany z tym morderstwem. Co więcej, czuł radość i dumę z jego popełnienia. Obrzydzenia nie umniejszał fakt, że nie były to jego własne uczucia. Łączność z bohaterami jego książek, nabrała teraz nowego wymiaru, całkiem namacalnego.
      Właśnie stanął przed dylematem, jakie uwielbiał tworzyć wykreowanym przez siebie postaciom.


Noc


       Gigantyczna radość trwała tylko chwilę. Później zastąpiło ją oczekiwanie na nowe zlecenia. Nie były one godne uwagi: Ot, coś przynieść, zawieźć, odzyskać jakiś dług, zastraszyć sklepikarza. Czuł niedosyt, chciał znów zabijać i z czasem zyskał okazję. Marzył by każda noc kończyła czyjeś życie, lecz musiał się zadowolić tym co było mu dane.
       Pił niewiele, mało też mówił. Wśród bywalców spelun, wieść rozchodziła się szybko, toteż większość jego dawnych znajomych odnosiła się do niego z chłodną rezerwą. Byli jak dzieci, które zadowalają się tym co jest i nigdy nie sięgną po więcej. Cóż, nie każdy nadaje się by posiąść jego władzę. Zostać panem cudzego życia.
       Brak alkoholu miał też negatywny skutek, coraz więcej bowiem pamiętał ze swoich snów. Dysonans między tymi dwoma światami, tym boleśniej kaleczył upajającą się nowym zajęciem duszę. Tamten ktoś z jego snów, był brutalnym natrętem, cierniem który nie pozwalał zapomnieć o tym co kiedyś było ważne. Och, z przyjemnością zająłby się takim świętoszkiem, gdyby to było możliwe. Uwolniłby się wówczas raz na zawsze z poczucia dyskomfortu. Lecz jak zabić coś co rodzi się w tobie samym?


Dzień


      Z biletem w dłoni wsiadał na pokład samolotu. Urocza stewardessa zaserwowała mu uśmiech rodem z prospektu reklamowego. Zajął swoje miejsce i oddał się rozmyślaniu. Od wielu tygodni nie mógł normalnie żyć. Postać z jego snów coraz bardziej nurzała się w krwi. Noce były źródłem udręki a poranki i przebudzenia owocowały wyrzutami sumienia. Nie mógł tak trwać w stanie bezradności. Wielokrotnie rozważał wszelkie za i przeciw. Notował każdy element, który mógł go przybliżyć do mrocznego alter-ego. Wiedział już wystarczająco wiele, by znaleźć go bez większego trudu. Oczywiście, że się bał. Byli ze sobą tak złączeni, że trwanie tylko jednego z nich mogło się okazać zupełnie niemożliwe. Drugi działał wyłącznie gdy pierwszy spał. Dopuścił możliwość, że są jedną duszą w dwóch ciałach, które nadają własny kolor niematerialnemu bytowi. Jeśli miał rację, to wyeliminowanie jednego z nich, może zakończyć istnienie drugiego. A jednak musiał spróbować. Obawa przebudzeń była bardziej przerażająca od ewentualnej śmierci.    
      Wariant optymistyczny zakładał, że kiedy go znajdzie, to jego zły cień będzie spał, co pozwoli wyeliminować go bez walki i ryzyka. Już za parę godzin wszystko się rozstrzygnie. Zupełnie jak w jego książkach, decyzję podjęto i wszystko podporządkowało się puencie. Jeszcze sporo czasu, musi się zdrzemnąć.


Noc


        Lęk był coraz silniejszy. Wyimaginowana postać z jego snów, zdawała się go ścigać. Czy to własna podświadomość domagała się śmierci w zamian za wszelkie zło, którego dokonał? Psycholog miałby pewnie pole do popisu, ale nie wierzył tym szarlatanom. Wiedział, że coś nadchodzi i poddał się temu w oczekiwaniu. Wszystko się rozwiąże po jego myśli. Chwilowe, senne szaleństwo minie. Zatopi się we władzy i sile, które posiadał. Na wszelki jednak wypadek, rozglądał się baczniej i spał z bronią.


Dzień


     Wchodząc po schodach, rozpoznawał każdy szczegół. Obluzowany stopień, spalona żarówka. Wszystko było mu dobrze znane, jak film który sam wymyślił. Wiedział, że drzwi nie będą zamknięte na klucz. Jego cień czuł się ostatnio zbyt potężny by martwić się takimi detalami. Zatrzymał się przed nimi i nacisnął klamkę. Zgodnie z oczekiwaniem odstąpiły z lekkim skrzypieniem, otwierając drogę do zaniedbanego wnętrza. Zajrzał przestraszony, ale dźwięk najwyraźniej nikogo nie zaalarmował. Skradając się wszedł do środka. Przemierzył krótki przedpokój i stanął w progu pokoju.
       Ujrzał go śpiącego na boku. Leżał nieco skulony, trochę jak zwierzę. Zauważył brudne, przetłuszczone, zbyt długie włosy. Zepsute zęby. A jednak oddech spokojny i miarowy, zupełnie inaczej niż u niego, czuł bowiem swój niepokój i napięte postronki nerwów. Powoli krok za krokiem zbliżył się do łóżka. Wyciągnął zakupiony na miejscu pistolet i odbezpieczył go, przystawiając do skroni śpiącego. Teraz tylko pociągnąć za spust i wszystko się wyjaśni.

Noc


      Sen stał się dziwny. Cudzymi oczami widział swoja klatkę schodową. Skradał się przez zagrzybiony przedpokój. Chwilę później doznał szoku, widząc siebie samego, leżącego w brudnej pościeli. Podszedł i przystawił lufę pistoletu do własnej skroni. Coś było bardzo nie tak, ten sen był zbyt realistyczny. Czuł napięcie i wątpliwości, lecz wiedział że strzeli. Atak paniki zbudził go brutalnie. Otworzył oczy.


Teraz


    Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały. Rozpoznali się błyskawicznie. Nie mieli przed sobą większych tajemnic, choć ten który stał, miał przewagę wynikającą z faktu, iż pierwszy zdał sobie sprawę, że wszystko to jest realne. To on podjął decyzję i znalazł się tutaj. Był mocą sprawczą tego spotkania. Stał teraz przyciskając lufę do głowy drugiego. Pełen obaw, lecz jednak uprzywilejowany.
      Drugi bynajmniej, nie zamierzał ginąć. Z niejednej trudnej sytuacji się już wykaraskał. Nie miał też skrupułów, które blokowały pierwszego. Miał szczęście, że ich dusze połączono do tego stopnia. Dzięki temu dostrzegł ostrzeżenie, które dawało mu cień szansy.
       Przelotny błysk wzajemnych spojrzeń, nie był wcale długi jak w filmach, a jednak zawarło się w nim całkowite zrozumienie. Palec pociągnął za spust, dokładnie w chwili, gdy druga ręka zacisnęła się na broni ukrytej pod poduszką. Echo dwóch wystrzałów zlało się w jedność.
       Emocje owładnęły jego umysłem. Spojrzał na łóżko, na którym leżał morderca. W jego głowie wykwitła nierównomierna dziura z osmalonymi krawędziami. Krwi wcale nie było tak wiele, jak można by się spodziewać. Otrzepał kawałki czaszki ze swego płaszcza i odetchnął.
      Jednak da się. Tamten nie żyje, a on tak. Choć przez obcowanie ze złem sam stał się mordercą, to jednak odzyskał własną noc. Już nie będzie dzielił z nikim swego życia.
        Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Z każdym krokiem szło mu się coraz trudniej. Spojrzał na nogę i ujrzał skrwawione biodro. Najwyraźniej został postrzelony i stracił sporo krwi. Przed oczami zrobiło się ciemno a ciało z łoskotem osunęło się na lepką i brudną podłogę.


     Wezwana na czas karetka, uratowała go przed całkowitym wykrwawieniem, oddając jednak w ręce policji. Żył, lecz nie czekało go nic dobrego. W trakcie zabiegów, w obecności wielu świadków, mamrotał o zabójstwie polityka, podając przy tym wystarczająco dużo faktów.
       Proces był krótki i pokazowy, a wyrok zapadł na długo przed jego ogłoszeniem. Niecywilizowane kraje nie przejmują się moratorium na wykonywanie kary śmierci, toteż stał w niemym oczekiwaniu gdy zakładano mu sznur. Jeszcze chwila i wszystko się skończy. Mimowolnie uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, iż jest właśnie w sytuacji wielu swoich bohaterów, którzy musieli odpowiedzieć za własne decyzje. Pogodził się z losem. Może nawet zasłużył? Czyż nie czuł radości z popełnionych zbrodni? Cóż, że nie były to jego własne odczucia? A może właśnie były? Czyż jego śmierć nie udowodni, że naprawdę byli jednością. Dwa ciała z jedną duszą. Awers i rewers tej samej monety.



1 komentarz:

  1. Świetny tekst! Ciemna historia, zajmujoco pozwala czytelnikowi poruszać się w otchłaniach ludzkiej psychiki nie dając prostych i łatwych odpowiedzi na pytania pojawiające się w czasie poznawania bohaterów.

    OdpowiedzUsuń