Za każdym razem,
gdy odchodzi artysta, tracimy część nas samych. Słyszymy news w
porannej audycji, który w tonie większej lub mniejszej sensacji,
podaje nam tę smutną wieść. Jest nam po prostu żal. To uczucie
zjawia się nawet wówczas, gdy nie mieliśmy ani jednego dzieła
tego twórcy. Dziwne prawda? A jednak tak się właśnie dzieje.
Zupełnie jakby świat realnie odczuł pustkę i dał nam dobitny
tego wyraz.
W artystach jest coś
tragicznego. Oni żyją życiem swych bohaterów, światami które
tworzą. Zwielokrotniają ilość swoich doznań, poszerzając
jednocześnie nasze horyzonty poznawcze. Czerpiemy z tych możliwości
póki się da, a później zapominamy. Twórca znika z naszej orbity
na długie lata. Dał nam chwilę, cząstkę siebie, myśl... i
odszedł. Czy zastanawiamy się co się z nim dzieje po krótkiej
chwili sławy, po chwilowym naszym zainteresowaniu? Nie. Świat nie
stoi i nie czeka. Pędząc ograniczamy się do tego co za oknem.
Niekiedy uda nam się coś złapać w tym biegu, lecz zazwyczaj tylko
nam mignie za szybą. Zupełnie jak w pociągu. Tu-tut, tu-tut... i
zostało z tyłu.
Artysta to
specyficzny człowiek. Taki trochę wariat. Łączy się w nim
szaleństwo, które pozwala mu na czucie rzeczy, których nigdy nie
doświadczył. Ma umiejętność przeistaczania swego myślenia w
dowolnym kierunku. Może wczuć się w zło i dobro. Może być
mężczyzną, kobietą, zwierzęciem, kawałkiem drewna. Ale to nie
wystarczy. Musi być w nim jakiś niepokój, który każe mu to
wszystko badać. Musi posiadać nieco buty, która sprawia że wierzy
w to, iż świat potrzebuje jego dzieł. A jednocześnie, przez tą
swoją wielostronną naturę, stale wątpi sam w siebie i szuka
potwierdzenia w innych. Stąd tak często zjawiają się problemy,
które my piętnujemy lub wybaczamy. Twórca może przeżyć naszą
nienawiść lub miłość, lecz nie da sobie rady z obojętnością.
A ta w końcu nadejdzie, bo każdy czas ma własnych twórców. Świecą
blaskiem ognia, póki jest paliwo. Później dogasają, aż wreszcie
żarząc się stają się niewidzialni. Każdy żar da się nieco
rozdmuchać, tylko ktoś się musi nad nim pochylić. I to jest
właśnie istota problemu. Chuchajmy na artystów. Pieśćmy ich
sławę. Dajmy im poczuć, że są nam potrzebni. Byśmy nie płakali
tak mocno za pustką, którą po sobie zostawią...
Nie znałem Michaela. Znałem wiele jego piosenek o czym się teraz przekonuję słuchając jak są przypominane, ale wykonawcami nigdy się nie interesowałem. Dlatego też nie dotyka mnie to zdarzenie zbyt głęboko. Jednak z Twoją sposobem widzenia artystów i ich życia w dużym stopniu się zgadzam.
OdpowiedzUsuńNie chcę używać zbyt wielkich słów bo i kompetencji do oceny artystów nie mam i przesadzać nie chcę, ale moim zdaniem Ty z Twoim pisaniem mieścicie się w tej kategorii. Świadczy o tym sposób w jakim ten (i inne) komentarz napisałeś, na co ja potrafię odpowiedzieć tylko tekstem suchym, trzeźwym, rzeczowym.
@ Antykwa: trzeźwo, rzeczowo, pięknie...
Usuń