Tego
dnia Wiktor wstał wcześniej niż zwykle. Właściwie, obudził go
hałas dobiegający z podwórka. Coś jakby dzwonki albo świąteczna
muzyka? Za zaśnieżonym oknem, świat świecił się wszystkimi
kolorami tęczy. Spojrzał na kalendarz: Szósty grudnia.
-
Pewnie Mikołaj – pomyślał. Tyle razy chciał go dostrzec przy
roznoszeniu prezentów, lecz dotychczas nigdy mu się to nie udało.
Wyskoczył
z łóżka w samej pidżamie i przykleił nos do szyby. Nic nie
widać, pewnie dlatego, że mieszkał na trzecim piętrze a podwórko
było niewielkie. Stanął wyżej, chuchając na zmarznięte szkło,
także bez efektu. Nic to, sprawdzę na podwórku – pomyślał.
Błyskawicznie ubrał się ciepło i chwycił smycz. Pies Kuba
radośnie zamerdał ogonem, jak zwykle gotów do spaceru. Szybko
zbiegli po schodach i wypadli przed bramę. Śnieg przyjemnie
chrzęścił pod stopami a szczeniak rzucił się w pierwszą zaspę.
W
narożniku podwórka, stał, błyskając sobie światłami, metalowy,
cylindryczny obiekt. Wiktor podszedł bliżej i dotknął ścianki.
Poczuł drżenie. Chwilę później opadła klapa i zszedł po niej
chłopiec. W zasadzie, gdyby nie niebieska skóra, wyglądałby
całkiem normalnie, zupełnie jak rówieśnik Wiktora.
-
Cześć. Kim jesteś – spytał niebieskiego.
-
Witaj. Jestem Kal i pochodzę z planety Brawurii.
-
Brawurii? Nigdy nie słyszałem o takiej – zdziwił się chłopiec
- To
miejsce bardzo odległe od waszej galaktyki.
- Ja
jestem Wiktor Rozważny i pochodzę stąd. Z Ziemi.
-
Fajnie. Pokażesz mi jak wygląda wasz świat?
-
Chętnie, tylko później, bo zaraz muszę iść do szkoły.
- Co
to jest szkoła? - zdziwił się Kal.
- To
miejsce w którym uczymy się wielu pożytecznych rzeczy, które
później wykorzystujemy w naszym życiu.
-
Och, to bardzo interesujące. Mogę iść z Tobą?
-
Oczywiście, tylko najpierw zapytam rodziców.
Chwilę
później rodzice przypatrywali się chłopcu, za nic nie mogąc
sobie przypomnieć by widzieli go wcześniej. W tym czasie Wiktor
umył się, przebrał i zjadł. Spakował tornister oraz drugie
śniadanie i stanął gotów do drogi. Po jego wyjściu, tata długo
drapał się po głowie. Czuł, że coś się nie zgadza. W końcu
zdał sobie sprawę co go niepokoiło.
-
Czy ten kolega naszego syna, nie był czasem niebieski? - zwrócił
się do mamy.
-
Tak. Zdaje się, że był. - potwierdziła – Pewnie to jakieś
przebranie na Mikołajki – uspokoiła sama siebie.
-
Och, faktycznie. Zupełnie zapomniałem. - zmartwił się tata.
Tymczasem
Wiktor przyśpieszył kroku.
-
Dlaczego się tak śpieszymy? - dociekał Kal
-
Żeby nie spóźnić się na autobus szkolny. Mamy mało czasu. -
odpowiedział chłopiec, zatrzymując się jednocześnie przed przejściem dla pieszych.
-
Oj, skoro tak, to musimy się śpieszyć. Przebiegnijmy na drugą
stronę to na pewno zdążymy.
-
Nie wolno! Jest czerwone światło. - zaprotestował stanowczo Wiktor
– Zresztą, nawet jak jest zielone, to też nie wolno przebiegać
przez przejście.
-
Ech, przecież nic się nie stanie – rzucił beztrosko Kal i
pobiegł przez pasy.
Pisk
hamulców i przerażona mina kierowcy, starającego się zatrzymać
pojazd, nie zapobiegły wypadkowi. Kal leżał chwilę na jezdni po
czym błysnął światłem i zmienił kolor na fioletowy. Podniósł
się z chodnika, zapewniając że nic mu się nie stało. Kierowca
otarł pot z czoła i zezłościł się:
-
Jak można tak nie uważać. Mogła ci się stać krzywda chłopcze –
krzyknął – Zresztą spójrz na siebie, jesteś cały fioletowy.
- My
bardzo przepraszamy – uspokoił go Wiktor – Będziemy już
uważać.
Chwilę
później ruszyli w dalszą drogę.
-
Dlaczego zmieniłeś kolor?
- To
znaczy, że straciłem jedno z żyć – odpowiedział – My
Brawurianie mamy po siedem żyć, stąd możemy sobie pozwolić na
pomyłki.
- My
Ziemianie musimy uważać, nie stać nas na ryzyko. Jednak nawet
gdybyśmy mieli tyle żyć, to raczej nierozważne byłoby tracić je
w taki sposób. Zresztą spójrz, przez ten wypadek na pewno spóźnimy
się na autobus.
-
Zawsze możemy pójść na skróty – podrzucił pomysł Kal
- O
nie. W żadnym razie. Tutaj jest budowa, a to nie miejsce dla dzieci.
- Oj
tam, nic się nam nie stanie, a zaoszczędzimy sporo drogi.
Nie
czekając na reakcje chłopca, przemknął na teren budowy przez
dziurę w płocie. Wiktor patrzał jak przeskakuje nad zamarzniętą
kałużą po desce służącej robotnikom. Chwilę później kosmita
wrzasnął i zniknął, wpadając do głębokiego wykopu. Robotnicy
przerwali pracę i rzucili narzędzia. Ktoś przybiegł z drabiną,
po której zeszli do wykopu, wydostając Kala na powierzchnię.
Chłopiec był zielony na twarzy. Tym razem sam przeprosił,
wysłuchując połajanek.
-
Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny chłopcze. Budowa to nie
miejsce dla dzieci. Nie warto skracać sobie drogi, ryzykując życiem.
-
Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo straciłeś drugie życie.
Przecież ostrzegałem żeby nie skracać drogi.
-
Ale nic wielkiego się nie stało? Mam jeszcze pięć żyć. Starczy
mi na długo.
-
Popatrz, że po każdym ryzyku, wcale nie jesteśmy bliżej. Tracimy
tylko czas, a ty nawet coś więcej. Przez twoją brawurę, spóźnię
się do szkoły.
Na
ich drodze wyrósł wysoki, ciemno ubrany mężczyzna. Przyjrzał się
im uważnie, po czym spytał:
-
Czy dobrze słyszałem, że spieszycie się do szkoły?
-
Tak. Nie możemy się spóźnić, a czasu zostało niewiele –
odpowiedział Kal
Mężczyzna
przyjrzał mu się bacznie, po czym skierował wzrok na drugiego
chłopca.
- A
Ty? Też się śpieszysz? Mogę was podwieźć. Mam tu niedaleko
samochód. Chwilka i będziecie w szkole. Po co macie się tłuc
autobusem, ryzykując spóźnienie?
-
Nie, dziękuję – odpowiedział zdecydowanie Wiktor – Mama zawsze
zabrania do wsiadania z obcymi do samochodu.
- No
co ty? - zdziwił się zielono-skóry Kal – Przecież ten pan
wygląda na miłego. Nic się nie stanie.
- Ja
nigdzie nie jadę! Nie wolno – powiedział stanowczo chłopiec.
- A
ja chętnie skorzystam. Będę w szkole przed tobą – zawołał
radośnie
Wiktor
z niepokojem obserwował jak wsiadają razem do auta, które zniknęło
wkrótce za rogiem. Samotnie ruszył w stronę przystanku
autobusowego. Cóż, spóźni się na pierwszą lekcję, to raczej
pewne. Jednak wolał postąpić zgodnie z zaleceniami rodziców.
Szybko przemierzył drogę dzielącą go od przystanku. Na którym o
dziwo, dostrzegł przyjaciela. Brawurianin siedział smutny. Jego
zielona cera zniknęła, ustępując miejsca pomarańczowej.
- I
co, znów? - zagaił – Co tym razem?
-
Ech, szkoda gadać, to nie był dobry człowiek – westchnął Kal –
Trzeba było cię słuchać. Najwyraźniej wsiadanie z obcymi,
rzeczywiście jest bardzo niebezpieczne.
Chłopcy
siedzieli w ciszy, aż do przyjazdu autobusu. Nie odzywali się do
siebie również w środku. Sprawnie zajęli miejsca i obserwowali
przesuwający się za szybą krajobraz. Autobus mknął ulicami
miasta, zatrzymując się na kolejnych przystankach by zabrać innych
uczniów. Podróż zdawała się płynąć bez przygód, aż do
czasu, gdy Kal otworzył okno. Mimo protestów przyjaciela, stanął
na fotelu i wysunął przez nie głowę.
- To
bardzo niebezpieczne. Może stać ci się krzywda. Zaziębisz się
lub wpadnie ci coś do oka – ostrzegał Wiktor
-
Daj spokój. Czujesz jak wiatr wieje? To bardzo przyjemne.
-
Pewnie, że czuję. Cały autobus czuje ten lodowaty przeciąg.
Schowaj głowę zanim coś Ci się stanie i zamknij okno.
-
Daj spokój. Patrz jakie fajne kaczki na jeziorze – ucieszył się
Odwrócony
nie zauważył słupa i uderzył w niego wystającą z autobusu
głową. Kierowca zahamował i popędził do niego przestraszony.
-
Żyjesz – zapytał – Na szczęście żyjesz. Rany, jaką ty masz
czerwona głowę, to pewnie od uderzenia. Jakie szczęście, że nic
ci się nie stało. Zwolniliby mnie pewnie z pracy za taki wypadek.
Po
dokładniejszych oględzinach, kierowca ruszył dalej. Wiktor
podłubał w plecaku i wyciągnął telefon.
-
Masz, może to Ci wybije z głowy twoje szalone pomysły. Cztery
życia już straciłeś. A jeszcze nie dotarliśmy do szkoły.
Chwilę
uczył go obsługi, pokazując gry, odtwarzacz muzyki, smsy. Kal
wciągnął się błyskawicznie.
-
Ale to fajne urządzenie – powiedział
Całą
drogę zajmował się tym co na ekranie, nie spuszczając z niego
wzroku nawet na chwilę. Nie przerwał nawet gdy dojechali na
miejsce, wysiadając z autobusu.
-
Odłóż telefon. Jesteśmy prawie w szkole. To po drugiej stronie.
Zresztą tam i tak będzie trzeba go wyłączyć, bo na lekcjach nie
wolno go używać.
-
Oj, jeszcze kawałek. Wyłączymy w środku? – poprosił Kal
-
Ale przechodząc przez jezdnię, nie wolno używać telefonu. Trzeba
się natomiast uważnie rozglądać.
- Po
co, skoro nic nie jedzie? - rzucił Brawurianin i wyszedł na drogę
spomiędzy zaparkowanych aut.
Dalszego
ciągu nietrudno się było domyśleć. Wstał z ziemi już nie
czerwony a brązowy.
- To
niewiarygodne! Jak mogłeś wpaść pod auto drugi raz w ciągu
jednego dnia? - zdziwił się Wiktor – Myślałem, że się
czegokolwiek nauczyłeś?
-
Chyba mam po prostu pecha?
-
Nie masz pecha, tylko w ogóle nie uważasz. Gdybyś był
Ziemianinem, nie żyłbyś już za pierwszym razem.
- Na
szczęście nie jestem.
Budynek
szkoły oszołomił przybysza gwarem i przestronnością korytarzy.
Właśnie trwała przerwa. Dzieci przemieszczały się między
klasami, wykorzystując czas na zjedzenie kanapek lub rozmowę z
kolegami. Maszerowali właśnie po schodach, gdy Kalowi przyszedł do
głowy nowy pomysł. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać,
wskoczył na poręcz i zjechał nią w dół. Na samym końcu stracił
równowagę i spadł głową w dół. Zanim Wiktor dotarł do
przyjaciela, wokół zebrało się całkiem spore zbiegowisko.
Zaniepokojona nauczycielka, pochylała się nad Kalem.
-
Skąd ty się tu wziąłeś chłopcze? - spytała
-
Przyszedłem z Wiktorem Rozważnym. - odpowiedział
Nauczycielka
spojrzała pytająco. Ten potwierdził skinieniem głowy. Dzieci
rozstąpiły się przed nim. Wiktor oniemiał dostrzegając leżącego.
Wyglądał całkiem normalnie. Jego skóra nie miała żadnej
niezwykłej barwy. Ot, zwykły chłopiec, nie różniący się wcale
od innych uczniów.
-
Gdzie twoje kolory?
-
Zniknęły wraz z ostatnim zapasowym życiem . - zasmucił się
Brawurianin – Ta wasza Ziemia to bardzo niebezpieczne miejsce.
-
Nie, pod warunkiem, że zachowuje się podstawowe zasady ostrożności:
Nie
przebiega przez jezdnię.
Nie
skraca drogi przez niebezpieczne miejsca.
Nie
wsiada do aut z nieznajomymi.
Nie
wychyla się głowy w trakcie jazdy
Nie
wychodzi spomiędzy aut ze wzrokiem w telefonie.
Nie
zjeżdża po poręczach.
- I
wiesz co jest najlepsze? - zapytał Wiktor.
- ?
-
Teraz będziesz musiał się tego wszystkiego nauczyć. Bo kolejnej
szansy już nie będzie. Jesteś dokładnie taki jak ja, a my nie
mamy siedmiu żyć, tylko jedno, najcenniejsze. Dlatego zawsze musimy
stosować się do zasad w drodze do szkoły. To nie Brawuria, lecz
Ziemia. Rozumiesz?
Kal
pokiwał głową. I chwycił wyciągniętą do niego rękę,
podnosząc się z podłogi.
-
Będę uważał. Obiecuję. Mam tylko jedno życie – odpowiedział.
Jak to bajka, przeznaczona głównie dla dzieci. Ale forma jest atrakcyjna i pomysłowa, nie dziwię się nagrodzie. Więc ja też pogratuluję.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Dziękuję też koleżance, która uparcie, bodajże trzykrotnie, podsyłała mi link do tego konkursu. Napisałem to wieczorem w ostatnim możliwym terminie. Tuż po tym, jak podesłała mi go po raz kolejny :)
Usuń12 latkowi bajka się bardzo podobała ;)
OdpowiedzUsuńSuper :) Bardzo dziękuję za informację i pozdrowienia dla czytelnika :)
Usuń