poniedziałek, 20 lutego 2017

Droga do szkoły (Bajka otrzymała główną nagrodę w konkursie "Bezpieczna droga do szkoły" - Tekst umieszczony za zgodą organizatora konkursu)

     Tego dnia Wiktor wstał wcześniej niż zwykle. Właściwie, obudził go hałas dobiegający z podwórka. Coś jakby dzwonki albo świąteczna muzyka? Za zaśnieżonym oknem, świat świecił się wszystkimi kolorami tęczy. Spojrzał na kalendarz: Szósty grudnia.
- Pewnie Mikołaj – pomyślał. Tyle razy chciał go dostrzec przy roznoszeniu prezentów, lecz dotychczas nigdy mu się to nie udało.
Wyskoczył z łóżka w samej pidżamie i przykleił nos do szyby. Nic nie widać, pewnie dlatego, że mieszkał na trzecim piętrze a podwórko było niewielkie. Stanął wyżej, chuchając na zmarznięte szkło, także bez efektu. Nic to, sprawdzę na podwórku – pomyślał. Błyskawicznie ubrał się ciepło i chwycił smycz. Pies Kuba radośnie zamerdał ogonem, jak zwykle gotów do spaceru. Szybko zbiegli po schodach i wypadli przed bramę. Śnieg przyjemnie chrzęścił pod stopami a szczeniak rzucił się w pierwszą zaspę.
W narożniku podwórka, stał, błyskając sobie światłami, metalowy, cylindryczny obiekt. Wiktor podszedł bliżej i dotknął ścianki. Poczuł drżenie. Chwilę później opadła klapa i zszedł po niej chłopiec. W zasadzie, gdyby nie niebieska skóra, wyglądałby całkiem normalnie, zupełnie jak rówieśnik Wiktora.
- Cześć. Kim jesteś – spytał niebieskiego.
- Witaj. Jestem Kal i pochodzę z planety Brawurii.
- Brawurii? Nigdy nie słyszałem o takiej – zdziwił się chłopiec
- To miejsce bardzo odległe od waszej galaktyki.
- Ja jestem Wiktor Rozważny i pochodzę stąd. Z Ziemi.
- Fajnie. Pokażesz mi jak wygląda wasz świat?
- Chętnie, tylko później, bo zaraz muszę iść do szkoły.
- Co to jest szkoła? - zdziwił się Kal.
- To miejsce w którym uczymy się wielu pożytecznych rzeczy, które później wykorzystujemy w naszym życiu.
- Och, to bardzo interesujące. Mogę iść z Tobą?
- Oczywiście, tylko najpierw zapytam rodziców.
Chwilę później rodzice przypatrywali się chłopcu, za nic nie mogąc sobie przypomnieć by widzieli go wcześniej. W tym czasie Wiktor umył się, przebrał i zjadł. Spakował tornister oraz drugie śniadanie i stanął gotów do drogi. Po jego wyjściu, tata długo drapał się po głowie. Czuł, że coś się nie zgadza. W końcu zdał sobie sprawę co go niepokoiło.
- Czy ten kolega naszego syna, nie był czasem niebieski? - zwrócił się do mamy.
- Tak. Zdaje się, że był. - potwierdziła – Pewnie to jakieś przebranie na Mikołajki – uspokoiła sama siebie.
- Och, faktycznie. Zupełnie zapomniałem. - zmartwił się tata.

Tymczasem Wiktor przyśpieszył kroku.
- Dlaczego się tak śpieszymy? - dociekał Kal
- Żeby nie spóźnić się na autobus szkolny. Mamy mało czasu. - odpowiedział chłopiec, zatrzymując się jednocześnie przed przejściem dla pieszych.
- Oj, skoro tak, to musimy się śpieszyć. Przebiegnijmy na drugą stronę to na pewno zdążymy.
- Nie wolno! Jest czerwone światło. - zaprotestował stanowczo Wiktor – Zresztą, nawet jak jest zielone, to też nie wolno przebiegać przez przejście.
- Ech, przecież nic się nie stanie – rzucił beztrosko Kal i pobiegł przez pasy.
Pisk hamulców i przerażona mina kierowcy, starającego się zatrzymać pojazd, nie zapobiegły wypadkowi. Kal leżał chwilę na jezdni po czym błysnął światłem i zmienił kolor na fioletowy. Podniósł się z chodnika, zapewniając że nic mu się nie stało. Kierowca otarł pot z czoła i zezłościł się:
- Jak można tak nie uważać. Mogła ci się stać krzywda chłopcze – krzyknął – Zresztą spójrz na siebie, jesteś cały fioletowy.
- My bardzo przepraszamy – uspokoił go Wiktor – Będziemy już uważać.
Chwilę później ruszyli w dalszą drogę.
- Dlaczego zmieniłeś kolor?
- To znaczy, że straciłem jedno z żyć – odpowiedział – My Brawurianie mamy po siedem żyć, stąd możemy sobie pozwolić na pomyłki.
- My Ziemianie musimy uważać, nie stać nas na ryzyko. Jednak nawet gdybyśmy mieli tyle żyć, to raczej nierozważne byłoby tracić je w taki sposób. Zresztą spójrz, przez ten wypadek na pewno spóźnimy się na autobus.
- Zawsze możemy pójść na skróty – podrzucił pomysł Kal
- O nie. W żadnym razie. Tutaj jest budowa, a to nie miejsce dla dzieci.
- Oj tam, nic się nam nie stanie, a zaoszczędzimy sporo drogi.
Nie czekając na reakcje chłopca, przemknął na teren budowy przez dziurę w płocie. Wiktor patrzał jak przeskakuje nad zamarzniętą kałużą po desce służącej robotnikom. Chwilę później kosmita wrzasnął i zniknął, wpadając do głębokiego wykopu. Robotnicy przerwali pracę i rzucili narzędzia. Ktoś przybiegł z drabiną, po której zeszli do wykopu, wydostając Kala na powierzchnię. Chłopiec był zielony na twarzy. Tym razem sam przeprosił, wysłuchując połajanek.
- Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny chłopcze. Budowa to nie miejsce dla dzieci. Nie warto skracać sobie drogi, ryzykując życiem.

- Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo straciłeś drugie życie. Przecież ostrzegałem żeby nie skracać drogi.
- Ale nic wielkiego się nie stało? Mam jeszcze pięć żyć. Starczy mi na długo.
- Popatrz, że po każdym ryzyku, wcale nie jesteśmy bliżej. Tracimy tylko czas, a ty nawet coś więcej. Przez twoją brawurę, spóźnię się do szkoły.
Na ich drodze wyrósł wysoki, ciemno ubrany mężczyzna. Przyjrzał się im uważnie, po czym spytał:
- Czy dobrze słyszałem, że spieszycie się do szkoły?
- Tak. Nie możemy się spóźnić, a czasu zostało niewiele – odpowiedział Kal
Mężczyzna przyjrzał mu się bacznie, po czym skierował wzrok na drugiego chłopca.
- A Ty? Też się śpieszysz? Mogę was podwieźć. Mam tu niedaleko samochód. Chwilka i będziecie w szkole. Po co macie się tłuc autobusem, ryzykując spóźnienie?
- Nie, dziękuję – odpowiedział zdecydowanie Wiktor – Mama zawsze zabrania do wsiadania z obcymi do samochodu.
- No co ty? - zdziwił się zielono-skóry Kal – Przecież ten pan wygląda na miłego. Nic się nie stanie.
- Ja nigdzie nie jadę! Nie wolno – powiedział stanowczo chłopiec.
- A ja chętnie skorzystam. Będę w szkole przed tobą – zawołał radośnie
Wiktor z niepokojem obserwował jak wsiadają razem do auta, które zniknęło wkrótce za rogiem. Samotnie ruszył w stronę przystanku autobusowego. Cóż, spóźni się na pierwszą lekcję, to raczej pewne. Jednak wolał postąpić zgodnie z zaleceniami rodziców. Szybko przemierzył drogę dzielącą go od przystanku. Na którym o dziwo, dostrzegł przyjaciela. Brawurianin siedział smutny. Jego zielona cera zniknęła, ustępując miejsca pomarańczowej.
- I co, znów? - zagaił – Co tym razem?
- Ech, szkoda gadać, to nie był dobry człowiek – westchnął Kal – Trzeba było cię słuchać. Najwyraźniej wsiadanie z obcymi, rzeczywiście jest bardzo niebezpieczne.
Chłopcy siedzieli w ciszy, aż do przyjazdu autobusu. Nie odzywali się do siebie również w środku. Sprawnie zajęli miejsca i obserwowali przesuwający się za szybą krajobraz. Autobus mknął ulicami miasta, zatrzymując się na kolejnych przystankach by zabrać innych uczniów. Podróż zdawała się płynąć bez przygód, aż do czasu, gdy Kal otworzył okno. Mimo protestów przyjaciela, stanął na fotelu i wysunął przez nie głowę.
- To bardzo niebezpieczne. Może stać ci się krzywda. Zaziębisz się lub wpadnie ci coś do oka – ostrzegał Wiktor
- Daj spokój. Czujesz jak wiatr wieje? To bardzo przyjemne.
- Pewnie, że czuję. Cały autobus czuje ten lodowaty przeciąg. Schowaj głowę zanim coś Ci się stanie i zamknij okno.
- Daj spokój. Patrz jakie fajne kaczki na jeziorze – ucieszył się
Odwrócony nie zauważył słupa i uderzył w niego wystającą z autobusu głową. Kierowca zahamował i popędził do niego przestraszony.
- Żyjesz – zapytał – Na szczęście żyjesz. Rany, jaką ty masz czerwona głowę, to pewnie od uderzenia. Jakie szczęście, że nic ci się nie stało. Zwolniliby mnie pewnie z pracy za taki wypadek.
Po dokładniejszych oględzinach, kierowca ruszył dalej. Wiktor podłubał w plecaku i wyciągnął telefon.
- Masz, może to Ci wybije z głowy twoje szalone pomysły. Cztery życia już straciłeś. A jeszcze nie dotarliśmy do szkoły.
Chwilę uczył go obsługi, pokazując gry, odtwarzacz muzyki, smsy. Kal wciągnął się błyskawicznie.
- Ale to fajne urządzenie – powiedział
Całą drogę zajmował się tym co na ekranie, nie spuszczając z niego wzroku nawet na chwilę. Nie przerwał nawet gdy dojechali na miejsce, wysiadając z autobusu.
- Odłóż telefon. Jesteśmy prawie w szkole. To po drugiej stronie. Zresztą tam i tak będzie trzeba go wyłączyć, bo na lekcjach nie wolno go używać.
- Oj, jeszcze kawałek. Wyłączymy w środku? – poprosił Kal
- Ale przechodząc przez jezdnię, nie wolno używać telefonu. Trzeba się natomiast uważnie rozglądać.
- Po co, skoro nic nie jedzie? - rzucił Brawurianin i wyszedł na drogę spomiędzy zaparkowanych aut.
Dalszego ciągu nietrudno się było domyśleć. Wstał z ziemi już nie czerwony a brązowy.
- To niewiarygodne! Jak mogłeś wpaść pod auto drugi raz w ciągu jednego dnia? - zdziwił się Wiktor – Myślałem, że się czegokolwiek nauczyłeś?
- Chyba mam po prostu pecha?
- Nie masz pecha, tylko w ogóle nie uważasz. Gdybyś był Ziemianinem, nie żyłbyś już za pierwszym razem.
- Na szczęście nie jestem.

Budynek szkoły oszołomił przybysza gwarem i przestronnością korytarzy. Właśnie trwała przerwa. Dzieci przemieszczały się między klasami, wykorzystując czas na zjedzenie kanapek lub rozmowę z kolegami. Maszerowali właśnie po schodach, gdy Kalowi przyszedł do głowy nowy pomysł. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, wskoczył na poręcz i zjechał nią w dół. Na samym końcu stracił równowagę i spadł głową w dół. Zanim Wiktor dotarł do przyjaciela, wokół zebrało się całkiem spore zbiegowisko. Zaniepokojona nauczycielka, pochylała się nad Kalem.
- Skąd ty się tu wziąłeś chłopcze? - spytała
- Przyszedłem z Wiktorem Rozważnym. - odpowiedział
Nauczycielka spojrzała pytająco. Ten potwierdził skinieniem głowy. Dzieci rozstąpiły się przed nim. Wiktor oniemiał dostrzegając leżącego. Wyglądał całkiem normalnie. Jego skóra nie miała żadnej niezwykłej barwy. Ot, zwykły chłopiec, nie różniący się wcale od innych uczniów.
- Gdzie twoje kolory?
- Zniknęły wraz z ostatnim zapasowym życiem . - zasmucił się Brawurianin – Ta wasza Ziemia to bardzo niebezpieczne miejsce.
- Nie, pod warunkiem, że zachowuje się podstawowe zasady ostrożności:
Nie przebiega przez jezdnię.
Nie skraca drogi przez niebezpieczne miejsca.
Nie wsiada do aut z nieznajomymi.
Nie wychyla się głowy w trakcie jazdy
Nie wychodzi spomiędzy aut ze wzrokiem w telefonie.
Nie zjeżdża po poręczach.

- I wiesz co jest najlepsze? - zapytał Wiktor.
- ?
- Teraz będziesz musiał się tego wszystkiego nauczyć. Bo kolejnej szansy już nie będzie. Jesteś dokładnie taki jak ja, a my nie mamy siedmiu żyć, tylko jedno, najcenniejsze. Dlatego zawsze musimy stosować się do zasad w drodze do szkoły. To nie Brawuria, lecz Ziemia. Rozumiesz?
Kal pokiwał głową. I chwycił wyciągniętą do niego rękę, podnosząc się z podłogi.

- Będę uważał. Obiecuję. Mam tylko jedno życie – odpowiedział.

4 komentarze:

  1. Jak to bajka, przeznaczona głównie dla dzieci. Ale forma jest atrakcyjna i pomysłowa, nie dziwię się nagrodzie. Więc ja też pogratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Dziękuję też koleżance, która uparcie, bodajże trzykrotnie, podsyłała mi link do tego konkursu. Napisałem to wieczorem w ostatnim możliwym terminie. Tuż po tym, jak podesłała mi go po raz kolejny :)

      Usuń
  2. 12 latkowi bajka się bardzo podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super :) Bardzo dziękuję za informację i pozdrowienia dla czytelnika :)

      Usuń