środa, 13 lipca 2016

O muzyce i czymś jeszcze

    W poniedziałek wybrałem się na koncert. Nie taki zwyczajny występ, lecz bardziej marzenie, uzupełnienie kierunku wyznaczonego przez moją taneczną pasję. Nie dane mi było urodzić się przed kubańską rewolucją, z latynoskim czarem snuć się po tanecznych klubach... A jednak, jak wiele milionów ludzi, zakochałem się w dokumencie Wima Wendersa "Buena Vista Social Club". Teraz koło się zamknęło i mogłem dotknąć tamtego klimatu, smakując tej ekscytacji na żywo.
     Przyznam, iż nieco się bałem tej konfrontacji oczekiwań i rzeczywistości. Tonowałem nieco ich poziom. Tłumaczyłem sobie, że Omara Portuondo ma już swoje lata, stąd dawny poziom jest już ledwie wspomnieniem. Słowem, bałem się rozczarowania.
      A rozczarowania nie było. Co więcej, z zamkowego dziedzińca wyszedłem w znakomitym nastroju. Zasługa miejsca? Z pewnością. Radosnej muzyki? Oczywiście. Uśmiechu i ładnej pogody? Bez wątpienia.
    Lecz było coś jeszcze... Ten koncert był wyjątkowy, ponieważ na scenie spotkało się kilku wybitnych artystów, poczynając od Diego el Cigali. Choć i jemu latka lecą i zamgliło się dawne, uwodzicielskie spojrzenie, to nadal wielki artysta. Jego wyjścia na scenę z drinkiem, za każdym razem pełniutka szklaneczka. Rozwiany włos, pewna nonszalancja, to tylko drobiazgi, blednące gdy zaczyna śpiewać głosem pełnym rytmu i pasji. To co mnie urzekło najbardziej, to sposób w jaki wspierał Omarę na scenie. Wielki człowiek, z solidnym serduchem.
 
fot: elpais.com
     Tym dwojgu artystów, partnerowali na scenie wspaniali instrumentaliści. Grania na tym poziomie nie słyszałem chyba nigdy. Genialny bas, świetni pianiści, kapitalne instrumenty perkusyjne. Swoboda z jaką operowali rytmem i improwizacją, porwała publiczność. Jazz, który zagrali w środkowej części, znokautował innych muzyków tego nurtu. Miło było oglądać podrygujących w tańcu widzów. Inna sprawa, że na koncercie stawił się chyba cały taneczny, szczeciński światek?
      
     I na koniec Omara Portuondo. 
fot: www.szczecinmusicfest.pl
    Osiemdziesięciopięcioletnia kobieta, dysponujaca nadal pięknym, mocnym głosem i wewnętrznym ciepłem. Wywijająca pupą w dzikiej cza-czy. 
     Lecz ważniejsze, że pokazała iż wciąż płonie w niej ten ogień. Dając nam nadzieję na naszą starość, której sie tak boimy, odrzucając natrętne myśli, że z każdym dniem coraz bliżej. Teraz wiem, że poza wewnętrzną skorupą, nie zmieniamy sie wcale. Może słabsi, może bardziej nieporadni... Lecz pełni pasji, która gdy raz nas dotknie... zostaje na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz