niedziela, 24 lipca 2016

I tylko pogarda

     Kółka starego wózka poskrzypiwały żałosnym jękiem. W sumie dobrze, że nadal się kręciły. Felgi były niemal kwadratowe, opony całkiem łyse, całość zaś pokrywały ogniska rdzy. Dawno zdjętą gondolę, najpewniej niegdyś strojną i czerwoną, zastępowały teraz hałdy kartonów. Pod nimi, w brudnym, foliowym worku, spoczywały bardziej okazałe łupy: puszki po piwie i butelki. Te drugie oznaczały większy grosz, jednak trudniej je było sprzedać. Punkty skupu butelek zniknęły z naszych krajobrazów, a większość ekspedientek przeganiała go z oburzeniem, żądając paragonów, lub tłumacząc się brakiem pojemników. Niekiedy dobra dusza, pozwalała wymienić butelki na pełne, co w sumie nie było takie złe, choć od piwa wolał nalewki. Zawsze to parę procent więcej. Przyzwyczaił się do ich siarczanego smaku, a w ostatecznym rozrachunku liczył się końcowy efekt.
     Zamroczenie skutecznie odsuwało problemy dnia codziennego. Pozwalało zapomnieć o brudnym ubraniu, niemytym ciele, którego smród dawno przestał czuć, lecz co ważniejsze: o pogardzie jakiej doświadczał ze strony innych.
     Widział te zgorszone spojrzenia, gdy ze swym wózkiem wędrował przez szare ulice. Twarze wykrzywione w grymasie. Ludzi, którzy na jego widok nabierali głęboko powietrza, by wypuścić je wiele metrów za nim. Małe dzieci wrzeszczące za nim: „nurek, nurek”. W sumie te dzieci mniej go bolały, niż nieme spojrzenia pełne pogardy, osób zbyt kulturalnych by wyrazić je słowem.
     Dziś snuł się głównie z makulaturą, czyli w zasadzie z niczym. Pieniądze jakie otrzyma za te kilkanaście kilo, ledwie starczy na bułkę.
     Kolejne podwórko i plastykowe klapy śmietników. Z nadzieją uniósł pierwszą z nich, by już po chwili utonąć w rozczarowaniu. Wprawne oko natychmiast oceniło sytuację: Przegrzebane. Kolejny kubeł, i to samo. Psiakrew, pewnie całą ulicę przetrząsnął?
Kiedyś był jedyny w okolicy. Teraz hordy jemu podobnych, snuły się po zaułkach, trawnikach, pustostanach. Zbierali wszystko co się da. Wśród nich byli nawet ludzie, którzy jeszcze mieli swoje mieszkania. Zagubieni w czasie, bez różnicy jaki dzień i godzina, niezależni od politycznych wydarzeń. Współcześni beduini, znikający ludziom z oczu, zaraz po tym jak przetrząsną ich śmieci.
Skręcając za róg, dostrzegł dziewczynę. Ładna była i młoda. Długie włosy, krótka spódniczka, czarne rajstopy i wysokie szpilki. Zahipnotyzowany i wpatrzony w pośladki, poruszające się zuchwale ku zgorszeniu starszych pań i w zachwycie ich mężów, szedł za nią w sporym oddaleniu. Oddawał się fantazjom, które odbijały się jednak od tarczy jego trzeźwego umysłu. Wewnątrz czaszki rozkwitł nowy imperatyw: Wypić coś, jak najprędzej. Ba, tylko trzeba coś nazbierać.
    Zapuścił się w kolejne podwórko, ku jego uciesze tuż za śmietnikiem natknął się na stertę złomu. Oj, będzie kilka złotych. Z ochotą zabrał się do wyszarpywania co cenniejszych elementów. Wydobyte skarby lądowały na kartonach. Będzie musiał to przewiązać, żeby nie spadło. Na szczęście był przygotowany i w pomiętej reklamówce miał bezładny zwój nylonowego sznurka do wieszania bielizny. Da radę. Zresztą nie będzie się dziś długo szarpał, to co zebrał powinno starczyć na dwie nalewki. Pierwszą wypije zaraz pod sklepem, drugą zabierze do swego koczowiska. Kilku płacht narzuconych na pochylony konar, tuż nad brzegiem rzeki. Brzeg w tym miejscu był niedostępny a dno pełne zaczepów, stąd nie niepokoił go tam nikt, nawet wędkarze.
   Wyjeżdżając z obładowanym wózkiem, podtrzymywał przechylającą się stertę. Na szczęście do skupu nie było daleko. Niczym Syzyf, przesuwał swój urobek po nierównym, granitowym chodniku. Szło ciężej niż początkowo przypuszczał. Minął właśnie drugą bramę, gdy usłyszał krzyk. Początkowo go zignorował. Mało to krzyków wokół? Nie jego sprawa. Kolejny wrzask, zatrzymał go jednak w miejscu. Przez chwilę wahał się czy zaspokoić własną ciekawość, co było niechybnym sposobem na zyskanie guza na głowie. Niemniej jednak, krok za krokiem kierował się w stronę bramy z której dobiegło wołanie. Wychylił się ostrożnie i dostrzegł ją w świetle kolejnej bramy, w oficynie. Jeden osiłek trzymał dziewczynę za ramiona i szyję, gdy tymczasem drugi, dużo niższy i szczuplejszy, starał się wyrwać jej torebkę.
     Nie jego sprawa. Zresztą i tak nie dałby rady dwóm napastnikom. Odszedł w kierunku wózka, ignorując kolejne odgłosy. Zresztą zabiorą jej torebkę i tyle. Na biedną nie trafiło.
    A co jeśli na tym się nie skończy. Z ociąganiem sięgnął do sterty złomu, wyciągając z niej solidną stalową rurkę. Niepewnym krokiem ruszył z powrotem. Dostrzegli go gdy wchodził na podwórko. Pewni swej siły zignorowali jednak zagrożenie. Dzięki czemu szybkim krokiem znalazł się za plecami osiłka. Wziął potężny zamach, i wyprowadził najmocniejszy cios tuż pod kolana. Byczek zwalił się na ziemię. Jego mniejszy towarzysz z niemym zdziwieniem wyciągnął nóż. Sytuacja stała się dramatyczna, zdał sobie sprawę w jaką kabałę się wplątał. Tymczasem obalony na ziemię dryblas zaskoczył go jeszcze bardziej, zrywając się z ziemi i rzucając do panicznej ucieczki. Szanse się wyrównały. Uzbrojony w rurkę, balansował przez chwilę, odzwierciedlając ruchy niższego bandziora. Kiedy tamten zaatakował, on zaczął machać niemal na oślep, wrzeszcząc przy tym jak opętany. W amoku nawet nie dostrzegł, że trafił napastnika w nadgarstek. Ostudził go dźwięk upadającego noża. Rozbrojony bandzior stracił cały rezon i również salwował się ucieczką.
    Zdyszany odwrócił się i dostrzegł dziewczynę. Stała oparta o brudną ścianę. Twarz miała podrapaną i czerwoną. Ubranie poszarpane. Powoli odzyskiwała spokój. Poprawiła torebkę i spojrzała na swego wybawcę.
- Co się gapisz śmierdzielu?
Rzuciła mu pełne pogardy spojrzenie i ruszyła, lekko potykając się na swoich szpilkach.

  Niby powinien być przyzwyczajony, ale i tak zabolało. Podniósł nóż i schował go w przepastnych kieszeniach. Mięśnie stężały mu od pompowanej przez strach adrenaliny. Powoli przeszedł przez bramę i wydostał się na ulicę. Wózek oczywiście zniknął, wraz z całym dziennym urobkiem. Nici z nalewki. A zresztą, stracił ochotę na alkohol. Dotknął swej zarośniętej twarzy. Poczuł, że wcale nie musi pić. Teraz miał ochotę na kąpiel. Obrał kurs na schronisko dla bezdomnych. Ruszając podniósł głowę i wyprostował barki.  

2 komentarze:

  1. przez chwile potępiałem tą młodą dziewczynę, ale ona była tylko kolejnym wyzwaniem -argumentem, do podjęcia walki o człowieczeństwo. Przypomnieniem sobie że nie robimy "czegoś" dla "kogoś" - robimy to dla siebie
    janusmakroniusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aczkolwiek, wszyscy lubimy gdy inni dostrzegają, że coś robimy... Miło Cię gościć Janusmakaroniusz :)

      Usuń