wtorek, 23 sierpnia 2016

Nie z kamieni ten szaniec

Na śmierć nie idą, którzy powinni
rzucają kości, na szańców kamienie
krwią szczerą spłyną w duszy niewinni
inni ich wiodą w unicestwienie
wszystko im jedno, kim tamci ludzie
pionki co trącą na szachownicy
ciągłe bajania o ofiar cudzie
kiedy w ich głowach, tylko nędznicy

sobota, 20 sierpnia 2016

Jesieni forpoczta

Szmer listowia, tak mroczny i chłodny
jak walizek pośpieszne szuranie
gdzie słoneczny drzew uśmiech pogodny
tuż przed snem, co do wiosny czekaniem

Drzewa płaczą z tęsknoty za latem
chyląc konar, wciąż jeszcze zielony
a za progiem już Jesień z swym batem
czeka by je pozbawić korony

Nie poradzisz, nie zmienisz natury
czasu nigdy nie chwycisz w swe dłonie
grunt by nastrój nie wygrał ponury
gdy świat w zimnych powiewach utonie

czwartek, 18 sierpnia 2016

Bumerang pogardy


Pogarda to sztylet lodowy
przebija najtwardsze pancerze
dosięgnie serca i głowy
uśmiechy ostatnie zabierze

rzucając Cię na kolana
zasypie w szarości pyle
lecz szybko zasklepi się rana
i wszystko zostanie w tyle

a ona dogoni autora
pochwyci go w czarne ramiona
bo zawsze nadchodzi pora
gdy waga zrównoważona

niedziela, 7 sierpnia 2016

Farma


- Cholera – warknął Teych, z emfazą rzucając czytnikiem o plastikowy blat biurka. Na pękniętym ekranie widoczny był tytuł nagłówka, podkreślony wielkim wykrzyknikiem i stosownym wykresem: pikującej w dół linii.
Ceny mięsa spadały drastycznie a jego przedsiębiorstwo czerpało swe zyski głównie z hodowli. Już odczuwał pierwsze skutki, w wyniku których musiał ograniczyć zakupy sprzętu. Od zeszłego sezonu potrzebował nowych transportowców, dzięki czemu mógłby skuteczniej przewozić swoje produkty.  Pewnie, że można wynająć firmę zewnętrzną, lecz świadomość, że podzieli się zyskiem z kimś obcym, dręczyła jego umęczona głowę. Wszystko do czego doszedł, zawdzięczał tylko sobie. To on zarzucił tradycję przywiązania do ziemi i jako pierwszy poszukał nowych przestrzeni dla swych hodowli. Był wizjonerem otwierającym nowe horyzonty. Dzięki tej strategii, szybko urósł w siłę, stając się jedną z najważniejszych postaci na planecie. Bez jego mięsa nie byłby możliwy rozwój przemysłu i utrzymanie armii, stacjonującej w najbardziej zapalnych punktach galaktyki. Wielkość i strategiczne rozsianie jego farm, sprawiło że każdy żołnierz miał w plecaku puszkę mięsa z nazwą Teych Corporation. Znakomite położenie i logistyka pozwalały mu utrzymać pozycję lidera, choć konkurencja zaczynała deptać mu po piętach. Przewaga uzyskana na starcie topniała, a tworzone przez innych syndykaty, coraz bardziej dawały się we znaki podczas otwartych przetargów. Teraz te spadki cen, przez które nie stać go na rozwój własnej floty. Brak nowych transportowców, mógł położyć się cieniem na jego słowności i precyzji dostaw. Bez nich zaś, ktoś mógłby podważyć pozycję korporacji. Już widział szcześliwe oblicza konkurentów, wożących jego towar po zawyżonych cenach. Niedoczekanie. Nie po to pracował na wszystko od milionów lat, żeby dopuszczać innych do stołu.
- Senter – rzucił wściekle do aktywowanego głosem holofonu. Już po chwili, przed urządzeniem zaktywował się hologram głównego dowódcy wojsk: admirała Sentera. Jego błękitnawa cera rozpromieniła się w uśmiechu.
- Teych przyjacielu, czyżby jakieś kłopoty?
- Więc już wiesz?
- Wojsko musi wiedzieć. Od tego zależy bezpieczeństwo naszych rodaków a handel mięsem jest jedną z naszych gałęzi strategicznych. Pytasz czy wiem? Oczywiście. Od dawna obserwuję spadek cen. Jestem też świadomy stanu twojej floty transportowej. - w tym miejscu admirał uważnie omiótł gabinet swymi czułkami - No cóż, właściwie to dobrze że dzwonisz, bo mam dla Ciebie pewną propozycję.
     Przedsiębiorca opadł bezradnie na fotel. Nadzieja na tanie rozwiązania upadła. Właściwie, nawet nie był zaskoczony i przewidywał taki rozwój wypadków. Rozanielony uśmiech Sentera mówił mu, że tym razem nie będzie tanio.
    Dalsza rozmowa przebiegała w atmosferze nazbyt oczywistych komplementów i podkreśleniu wzajemnego zrozumienia wobec obiektywnych trudności. Lecz w gruncie rzeczy sprowadzała się do obrzydliwej łapówki dla głównodowodzącego, w zamian za co: Wojsko miałoby przejąć część obowiązków związanych z dostawami.
     Oczywiście, mogł wynająć statki od zewnętrznych firm. Pewnie nawet tańsze. Pragmatycznie ocenił jednak, że ta korupcja opłaci mu się w dłuższej perspektywie. Płacąc innym, umacniałby ich pozycję. Decydując się na łapówkę, doprowadził do sytuacji w której rozwiązuje swoje problemy, umacniając jednocześnie własną pozycję jako głównego żywiciela wojska. Obaj dobrze na tym wyjdą.
     Płynący czas zdawał się potwierdzać te oczekiwania. Każdy kryzys kiedyś się kończy, zwłaszcza gdy w perspektywie ma się bardzo długie życie. Co więcej, wkrótce uwikłali się w wojnę międzygalaktyczną, dzięki czemu wprost z jego farm, popłynął strumień dostaw, zasilając jednocześnie opróżnione nieco konta bankowe. Jak mawiają mędrcy: Wojna nie oszczędza na wydatkach. Znajomość tej prawdy, odmieniła życie niejednego przedsiębiorcy.
     Coś, co początkowo wyglądało na niewielki konflikt, szybko przerodziło się w olbrzymią jatkę. Na szczęście wygrywali w tej potyczce, choć miało to także negatywne skutki. Spychając wroga, zapuścili się daleko na jego tereny, przez co rosły koszty aprowizacji. Widmo topniejących zapasów i wydłużonego czasu transportu, mogło przekreślić całą współpracę. Zwłaszcza, że wojsko nie mogło angażować się w dostawy w takim samym stopniu, miało bowiem własne problemy przerzucając żołnierzy i sprzęt. W miarę rozwoju działań, sytuacja stawała się coraz trudniejsza.

     Pochyleni nad biurkiem, studiowali mapy z zaznaczonymi farmami.
- Panie prezesie, admirał Senter do pana – poinformowała usłużnie sekretarka. Chwilę później zobaczył znajomą twarz. Dziś daleko jej było do uśmiechu a nerwowo poruszające się oczy, zdradzały wzburzenie.
- Teych, zdajesz sobie sprawę, że przeciągając czas dostaw, stawiasz całą naszą współpracę na ostrzu noża?
- Admirale, oczywistym jest, że nikomu, bardziej ode mnie, nie zależy na naszej współpracy. - celowo podkreślił słowo „naszej” - Jednocześnie informuję, że wraz z obecnym tu zespołem doradców, opracowaliśmy już wyjście z trudnej sytuacji.
- Mam nadzieję, że nie blefujesz. To byłoby bardzo niewskazane – rzucił poirytowany dowódca, kończąc rozmowę bez pożegnania.
   Rozejrzeli się po sobie.
- To się nijak nie uda. Nasze hodowle są za daleko. Te najbliżej zostały już przetrzebione.
- Zawsze możemy odkupić towar od konkurencji.
- Nie bądź naiwny Merd – rzucił Teych – Myślisz, że czemu Senter był tak zdenerwowany? Z pewnością sondował już możliwość zakupu od naszych konkurentów. Jeśli złożył zapytania, to nikt nie sprzeda nam swoich produktów.
- Zatem sytuacja jest patowa. Nie mamy możliwości by wywiązać się w wymaganym terminie.
- Zaraz... Jest jeszcze szansa – oczy Teycha zapłonęły nadzieją – Muszę to sprawdzić.
Siadł do komputera, nerwowo przetrząsając zapiski. Szukał tych najstarszych. Wreszcie z uśmiechem udostępnił wszystkim mapę z zaznaczoną pozycją.
- Większości z Was nie było wówczas w firmie. - zaczał prezes - Kilka milionów lat temu, współpracowałem z Unią Wolnych Planet, z którą aktualnie walczymy. Efektem było założenie kilku farm na ich terytoriach. Dość szybko wycofałem się z tych przedsięwzięć, z powodu małej opłacalności inwestycji. Planety na których zakładaliśmy hodowle, były zbyt daleko od nas, a zbyt miejscowy nie wchodził w grę.
- Dlaczego? Przecież można było sprzedawac to na rynku lokalnym?
- No cóż, chodzi o to, że członkowie Unii nie podzielają naszych obyczajów żywieniowych. Wyznają inne zasady, które zadecydowały o zaniechaniu inwestycji. Tym niemniej, jest niewielka nadzieja, że farmy jeszcze istnieją. Usytuowano je bowiem na peryferiach układu. To nasza jedyna szansa na wyjście z twarzą.

   Wkrótce cały sprzęt i specjaliści zostali skierowani na wyznaczoną planetę. Jeśli cokolwiek przetrwało z jego inwestycji, to będzie potrzebował wszystkich. Każdy hodowca wie, jak łatwo dochodzi do zdziczenia trzody. Całkiem możliwe, że zwierzeta będą się bronić, lub trzeba je będzie ścigać na dużej powierzchni. Choć zawsze zakładał stada na odizolowanych kontynentach, to jednak niekiedy udało się jakieś sztuce przedostać przez wody lub góry. Tu nie zagladali od dawna.

   To co zastali na miejscu zszokowało ich. Błękitna planeta, widoczna na ekranie, zmieniła się nie do poznania. Przez ruchy tektoniczne i zmianę układu lądów, uporządkowana wcześniej hodowla, rozpełzła się po całym globie. Lecz nie to wprowadziło ich w osłupienie. Wszędzie wyrastały budowle. Odblask świateł i elektryczności był widoczny z orbity. Tego się nie spodziewał. Zwięrzęta założyły zaawansowaną cywilizację techniczną. Nie mogły się z nimi równać, jednak bezpośrednie starcie nie wchodziło w grę. Trwałoby bowiem zbyt długo i przyniosłoby straty na które nie mogli sobie pozwolić. Tu trzeba było sposobu.
Dość szybko opracował plan, do którego realizacji przeznaczył cztery jednostki. Pierwsza miała zaatakować i wywołać zamieszanie. Druga zatruć żywność i rezerwuary wody pitnej. Trzecia wypatrywać obszarów wymęczonych głodem i zgłaszać je czwartej, która przylatywała by dokończyć dzieła, szlachtując osłabione sztuki.
    Dzięki koordynacji działań, wszystko udało się perfekcyjnie. Choć trwało to dłużej niżby chciał, to jednak udało się wysłać transporty w ostatnim możliwym terminie. Wkrótce zawarto rozejm a on mógł podliczyć swoje zyski. W sumie, obok admirała Sentera, był największym zwycięzcą tej absurdalnej wojny.
    Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju: Wspomnienie rzezi na zdziczałej planecie. Nie mógł uwierzyć na jaki stopień potrafiła się wspiąć porzucona hodowla. Wydawało się to niemożliwe, wobec krótkiego życia, wynoszącego zaledwie kilkadziesiąt obrotów wokół gwiazdy. Zmieniło się wszystko w co dotychczas wierzył, potwierdzając to co usłyszał dawno temu od potencjalnych odbiorców z Unii Wolnych Planet: Nie godzi się hodować gatunków, które mają intelekt.
     W jego świecie, takiego mięsa poszukiwano najbardziej. Tu wzgardzono nim, jak wtedy myślał: bezpodstawnie. Teraz nie był już taki pewien. Choć wmawiał sobie, ze to tylko biznes, to jednak pamiętał przetłumaczony tekst, dotyczący końca świata który zniszczył. Jakże trafny w swej kolejności: Wojna. Zaraza. Głód. Śmierć...

wtorek, 2 sierpnia 2016

Nie deptać trawników

możesz zdeptać i zbrukać
lub unurzać w podłości
złych emocji poszukać
lecz nie złamiesz miłości

ona zawsze jak woda
spod podeszwy wypłynie
którą może zatrzymać
tylko serca naczynie

więc się nie trudź daremnie
nie poddawaj swej złości
choćbyś bardzo się starał
nie podepczesz miłości