Książki zawsze żyły w ciszy, w umysłach skupionych, w szkłach okularów.. Przy biurkach, na łóżkach, w fotelach.. gdy lampa zaglądała nam przez ramię, by dojrzeć gdzie podróżujemy. Książki nie krzyczały, nie mówiły: Nie będziesz miał innych książek przede mną. Nie narzucały nam jak wygląda piękno, każdy mógł samodzielnie wypełnić liter naczynia.
Podróżowaliśmy tak sobie przez świat i czas... Ja z nimi, one ze mną, z Wami, z Tamtymi..
Aż zaczęły znikać.. Rozpływać się w nicości blaknących stron. Z ich kart stopniowo znikały słowa. Nie jakieś proste łączniki, lecz ważne, niosące treści. Znikały sobie: dialog, debata, kompromis, pluralizm, szacunek.. Dzień dobry, dziękuję.. Później tolerancja, równość, gościnność, azyl.
Coraz trudniej było czytać historie tkane bez tych słów, zwłaszcza że zaczęły pojawiać się nowo-słowa, takie które nie niosą ze sobą miłych treści.
Dziś ważny minister (czyli sługa - bo tak to mniej więcej było na początku).. Otóż on powiedział, że użyje veto, ponieważ jego zdaniem wolność obywatelska i praworządność jest niedookreślona w zapisach!
To straszne, ponieważ pokazuje, że ten minister.. nie czuje co to wolność lub prawo. Nie rozumie.. on potrzebuje wykładni..
Ale wykładnia mu nic nie da, bo wcześniej wykreślił te ważne słowa.. które wyblakły czas jakiś temu. Bez nich nawet nie da się podjąć próby dookreślania.. Po prostu bez tamtych słów się nie uda.
Gdy więc słowa odchodzą.. to zawsze pojawi się ktoś, kto nie rozumie tego co większość wyczuwa organicznie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz